środa, 24 grudnia 2014
Święta
Tak więc kochani, wpadłam tutaj na chwilkę żeby życzyć Wam spokojnych, radosnych, spędzonych w rodzinnym gronie Świąt Bożego Narodzenia. Żebyście zawsze byli szczęśliwi i Wasze marzenia się spełniły. Oraz żebyście znaleźli pod choinką to co sobie wymarzyliście. WESOŁYCH ŚWIĄT!!!!
poniedziałek, 28 lipca 2014
Niall
Był piękny sobotni poranek a Ty nie miałaś co zrobić z czasem wolnym tak więc wpadłaś na pomysł wycieczki samochodowej. Spakowałaś do piknikowego koszyka najpotrzebniejsze rzeczy czyli jakieś kanapki, owoce i picie. Ten bagaż wraz z kocem zaniosłaś do samochodu i ruszyłaś w kierunku znanego Ci miejsca, które jest idealne na letni wypoczynek. Włączyłaś radio i już myślałaś co będziesz robić na miejscu gdy nagle usłyszałaś pisk opon i za chwilę mocne uderzenie w bok pojazdu. Po kilku minutach podszedł do Ciebie jakiś mężczyzna.
- Wszystko z Panią dobrze? - zapytał
- Chyba tak. Ale co się stało?
- Nie zauważyłem Pani samochodu i uderzyłem Panią w bok.
- O matko. - złapałaś się za głowę
- To ja zadzwonię po policję i karetkę. - powiedział odchodząc w kierunku swojego samochodu
30 MINUT PÓŹNIEJ
Na miejscu pojawiły się już odpowiednie służby. Policja wypytywała Cię o szczegóły wypadku a Ty opowiedziałaś wszystko co wiedziałaś. Potem podeszli do drugiego uczestnika zdarzenia drogowego i zadali mu te same pytania. On od razu przyznał się, że jest sprawcą. Policjant wystawił mu mandat i odjechali. Następnie zajął się Tobą lekarz pogotowia. Zabrał Cię do karetki i zszył ranę głowy oraz usztywnił złamaną nogę. Następnie udał się do pana Horan'a, bo tak na nazwisko miał sprawca stłuczki. Jemu na szczęście nic nie było ale wezwali do niego drugą karetkę aby zabrała go na rutynowe badania do szpitala.
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
Od lekarza na SOR-ze dowiedziałaś się, że musisz zostać na dwa tygodnie w szpitalu bo Twoja złamana noga wymaga opieki szpitalnej. Gdy zawieziono Cię do pokoju ktoś zjawił się w drzwiach wejściowych do pomieszczenia. Był to mężczyzna z wypadku.
- Jak się Pani czuje? - zapytał się
- Jest dobrze. Tylko noga trochę boli. - odpowiedziałaś - A i jestem [T.I]
- Miło mi poznać. Niall Horan. - uśmiechnął się - Ja już muszę iść ale zapiszę Ci na kartce mój numer. Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń. I przepraszam.
- Dobrze, dziękuję. - i wyszedł
DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ
Przez cały Twój pobyt w szpitalu Niall odwiedzał Cię prawie codziennie i dziś, kiedy masz opuścić szpital obiecał, że odwiezie Cię do domu ponieważ na Twojej nodze nadal znajduje się gips. Pakowałaś właśnie swoje rzeczy gdy w sali zjawił się Horan.
- Cześć. Spakowałaś już wszystko.
- Tak mi się wydaję. Muszę jeszcze sprawdzić dokładnie. - po 5 minutach rozglądania się po pokoju - Zabrałam już wszystko, możemy iść.
Chłopak zabrał Twoją torbę i pomógł dotrzeć Ci do samochodu.
- To gdzie jedziemy? - zapytał
- Do mnie do domu. Tu masz adres. - podałaś mu karteczkę
- Ok, to zapinaj pasy i ruszamy.
Po pół godziny byliście na miejscu.
- Na którym piętrze mieszkasz?
- Na 3. A tu nie ma windy więc muszę kuśtykać po schodach.
- A właśnie, że nie musisz.
- Co Ty robisz wariacie? Przecież ja ciężka jestem, szczególnie z tym gipsem.
- Nie jest źle, poradzę sobie. - i Niall wyniósł Cię do Twojego mieszkania
Po chwili dotarły również Twoje rzeczy.
- Mogę zrobić jeszcze coś dla Ciebie? - chłopak spytał
- Jest jeszcze jedna rzecz. Mógłbyś pójść do apteki i wykupić mi leki, które zostały mi przepisane w szpitalu. Oczywiście dam Ci pieniądze.
- Pójdę po nie za chwilkę. A o pieniądzach nic nie chcę słyszeć. To ja Ci uszkodziłem nogę więc teraz pomagam jak mogę.
- Ale Ty uparty jesteś.
- To tylko jedna z moich licznych zalet.
- Panie skromny, mógłby się Pan już pofatygować do tej apteki? - zapytałaś z uśmiechem na ustach
- Już pędzę. - odpowiedział i znikł w drzwiach.
Po 15 minutach wrócił z kilkoma siatkami.
- Ja myślałam, że tylko kobiety tak mają, że jak je wyślesz po jedną rzecz to kupią pięć ale widzę, że się myliłam. Coś ty tu nakupował?
- Lekarstwa o które prosiłaś i trochę jedzenia. Na pewno Ci się przyda.
- Dziękuję bardzo. To już wszystko w czym mogłeś mi pomóc.
- Jesteś pewna?
- Tak. I jeszcze raz bardzo Ci dziękuję.
- Nie ma za co. Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń, masz mój numer.
- Dobrze. Pa, pa. - przytuliłaś się do chłopaka.
- Pa. - dał Ci buziaka w policzek.
Gdy tylko wyszedł rozpakowałaś swoja torbę ze szpitala, dałaś rzeczy do prania i usiadłaś na sofie żeby odpocząć po tak zwariowanym dniu.
Przepraszam, że tak dawno nic nie pisałam ale wcześniej nie miałam weny. A teraz gdy wena powróciła to przez kontuzję kolana ciężko mi usiedzieć przed komputerem i wszystko piszę na raty :(
Ale i tak mam nadzieję, że imagin się Wam spodobał. I proszę napiszcie mi czy chcecie żebym rozwinęła dalej tego imagina czy mam go zostawić tak jak jest teraz i pisać kolejnego.
Pozdrawiam <3
30 MINUT PÓŹNIEJ
Na miejscu pojawiły się już odpowiednie służby. Policja wypytywała Cię o szczegóły wypadku a Ty opowiedziałaś wszystko co wiedziałaś. Potem podeszli do drugiego uczestnika zdarzenia drogowego i zadali mu te same pytania. On od razu przyznał się, że jest sprawcą. Policjant wystawił mu mandat i odjechali. Następnie zajął się Tobą lekarz pogotowia. Zabrał Cię do karetki i zszył ranę głowy oraz usztywnił złamaną nogę. Następnie udał się do pana Horan'a, bo tak na nazwisko miał sprawca stłuczki. Jemu na szczęście nic nie było ale wezwali do niego drugą karetkę aby zabrała go na rutynowe badania do szpitala.
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
Od lekarza na SOR-ze dowiedziałaś się, że musisz zostać na dwa tygodnie w szpitalu bo Twoja złamana noga wymaga opieki szpitalnej. Gdy zawieziono Cię do pokoju ktoś zjawił się w drzwiach wejściowych do pomieszczenia. Był to mężczyzna z wypadku.
- Jak się Pani czuje? - zapytał się
- Jest dobrze. Tylko noga trochę boli. - odpowiedziałaś - A i jestem [T.I]
- Miło mi poznać. Niall Horan. - uśmiechnął się - Ja już muszę iść ale zapiszę Ci na kartce mój numer. Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń. I przepraszam.
- Dobrze, dziękuję. - i wyszedł
DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ
Przez cały Twój pobyt w szpitalu Niall odwiedzał Cię prawie codziennie i dziś, kiedy masz opuścić szpital obiecał, że odwiezie Cię do domu ponieważ na Twojej nodze nadal znajduje się gips. Pakowałaś właśnie swoje rzeczy gdy w sali zjawił się Horan.
- Cześć. Spakowałaś już wszystko.
- Tak mi się wydaję. Muszę jeszcze sprawdzić dokładnie. - po 5 minutach rozglądania się po pokoju - Zabrałam już wszystko, możemy iść.
Chłopak zabrał Twoją torbę i pomógł dotrzeć Ci do samochodu.
- To gdzie jedziemy? - zapytał
- Do mnie do domu. Tu masz adres. - podałaś mu karteczkę
- Ok, to zapinaj pasy i ruszamy.
Po pół godziny byliście na miejscu.
- Na którym piętrze mieszkasz?
- Na 3. A tu nie ma windy więc muszę kuśtykać po schodach.
- A właśnie, że nie musisz.
- Co Ty robisz wariacie? Przecież ja ciężka jestem, szczególnie z tym gipsem.
- Nie jest źle, poradzę sobie. - i Niall wyniósł Cię do Twojego mieszkania
Po chwili dotarły również Twoje rzeczy.
- Mogę zrobić jeszcze coś dla Ciebie? - chłopak spytał
- Jest jeszcze jedna rzecz. Mógłbyś pójść do apteki i wykupić mi leki, które zostały mi przepisane w szpitalu. Oczywiście dam Ci pieniądze.
- Pójdę po nie za chwilkę. A o pieniądzach nic nie chcę słyszeć. To ja Ci uszkodziłem nogę więc teraz pomagam jak mogę.
- Ale Ty uparty jesteś.
- To tylko jedna z moich licznych zalet.
- Panie skromny, mógłby się Pan już pofatygować do tej apteki? - zapytałaś z uśmiechem na ustach
- Już pędzę. - odpowiedział i znikł w drzwiach.
Po 15 minutach wrócił z kilkoma siatkami.
- Ja myślałam, że tylko kobiety tak mają, że jak je wyślesz po jedną rzecz to kupią pięć ale widzę, że się myliłam. Coś ty tu nakupował?
- Lekarstwa o które prosiłaś i trochę jedzenia. Na pewno Ci się przyda.
- Dziękuję bardzo. To już wszystko w czym mogłeś mi pomóc.
- Jesteś pewna?
- Tak. I jeszcze raz bardzo Ci dziękuję.
- Nie ma za co. Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń, masz mój numer.
- Dobrze. Pa, pa. - przytuliłaś się do chłopaka.
- Pa. - dał Ci buziaka w policzek.
Gdy tylko wyszedł rozpakowałaś swoja torbę ze szpitala, dałaś rzeczy do prania i usiadłaś na sofie żeby odpocząć po tak zwariowanym dniu.
Przepraszam, że tak dawno nic nie pisałam ale wcześniej nie miałam weny. A teraz gdy wena powróciła to przez kontuzję kolana ciężko mi usiedzieć przed komputerem i wszystko piszę na raty :(
Ale i tak mam nadzieję, że imagin się Wam spodobał. I proszę napiszcie mi czy chcecie żebym rozwinęła dalej tego imagina czy mam go zostawić tak jak jest teraz i pisać kolejnego.
Pozdrawiam <3
sobota, 24 maja 2014
Liaś
Stałam przed szafą w samej bieliźnie i zastanawiałam się co mam założyć na
domówkę u mojej najlepszej przyjaciółki. Wybrałam trzy sukienki, które
przykładałam do swojego ciała i przeglądałam się w lustrze. Nie mogłam się
zdecydować.
-Skończ się pindrzyć, za godzinę wychodzimy- odwróciłam się i zobaczyłam
mojego starszego brata.
-[i.t.b.]! Wypieprzaj, albo doradź- brunet rozłożył się na łóżku i
doradzał.
-Weź czarną i się pośpiesz, bo pojadę bez ciebie- po 15 minutach wyszedł, a
ja poszłam do łazienki i ubrałam obcisłą małą czarną. Usiadłam przy toaletce i
zaczęłam się malować. Nałożyłam podkład, a następnie zrobiłam kreski
eyelinerem. Pomalowałam rzęsy tuszem, a usta błyszczykiem. Psiknęłam się
markowymi perfumami, a później zaczęłam rozczesywać moje brązowe włosy, które
powoli odzyskiwały dawny kolor. Jakieś dwa tygodnie temu miałam fioletowo-
różowe końcówki, ale koleżanki z klasy zgapiły, a zwłaszcza ta wywłoka, która
ukradła mi faceta. Zarzuciłam brązowe loki na opalone plecy i zeszłam schodami
na dół. Wyjęłam z szafki na buty czarne szpilki, które wsunęłam na stopy.
–gdybyś nie była moją siostrą to…
-Nie kończ niewyżyty seksualnie palancie- zarzucił ramię na moje barki i
wyprowadził mnie z domu. Wsiedliśmy do czarnego audi, a [i.t.b.] odjechał z
piskiem opon.- szpaner- prychnęłam pod nosem.
-Kochasz to- stwierdził i nałożył na nos czarne okulary. Wywróciłam oczami
i włączyłam radio. Cała droga do domu mojej najlepszej przyjaciółki i
najlepszego przyjaciela mojego brata zajęła nam 10minut. Wysiedliśmy, a brunet
zamknął auto. Przed wejściem było już słychać głośną muzykę. Weszliśmy bez
pukania i od razu do nozdrzy dotarł zapach alkoholu, potu, fajek i seksu. Taa
zwyczajna domówka amerykańskich dzieciaków. Seks, alkohol, papierosy i
narkotyki. Pełno ludzi tańczyło i piło. Laski ocierały się o chłopaków.
Szukałam jak głupia mojej przyjaciółki, ale nigdzie jej nie było. Zgubiłam
nawet brata! Zrezygnowana poszłam do kuchni, gdzie z lodówki wyjęłam sok
pomarańczowy. Nie lubię się upijać, o wiele bardziej wolę palić. Z szklanką
ruszyłam do salonu, gdzie usiadłam na sofie i obserwowałam tą ckliwą scenkę,
jaką była kłótnia mojego byłego mena i wrednej szmaty, czyt. Plastika z mojej
klasy. Biedactwa, a byli tacy szczęśliwi od… dziewięciu godzin. Wypiję za ich
szczęście. Upiłam łyk soku, a chwilę później ten idiota przysiadł obok mnie.
-Cześć mała- nachylił się, żeby mnie pocałować, ale się odsunęłam. –co
jest?
-Jesteś taki zabawny- zaśmiałam się.- spierdalaj- warknęłam cała poważna.
Chłopak jeszcze długo próbował mnie pocałować, aż mnie to znudziło i wstałam.
Schodami ruszyłam do pokoju [i.t.p.]. Otworzyłam drzwi balkonu i wyszłam na
zewnątrz. Oparłam dłonie na barierce i wciągnęłam świeże powietrze, a potem
wyjęłam z kopertówki paczkę papierosów. Złapałam jednego szluga i włożyłam do
ust, odpalając. Zaciągnęłam się i wypełniłam płuca dymem nikotynowym, a później
go wypuściłam. Odetchnęłam głośno.- życie jest pojebane- stwierdziłam. Poczułam
czyjeś dłonie obejmujące mnie w pasie i usta muskające moją szyję. Moje serce
zaczęło bić znacznie szybciej, niż powinno.
-Nie przywitałaś się mała- mruknął mi na ucho, przygryzając płatek. Powoli
się odwróciłam i uśmiechnęłam. Dostrzegłam ciemnego blondyna o brązowych
oczach, ubranego jak zwykle w koszulę w kratę. Przede mną stał gospodarz tej
imprezy.
-Cześć Liam-chłopak zaśmiał się, a potem mnie puścił i oparł się o
barierkę.
-Co robisz?
-Stoję- patrzeliśmy się teraz na siebie jak na parę idiotów.
-Mmm… na to bym nie wpadł- uśmiechnął się, a potem pstryknął mnie w nos.
Brązowooki wyprostował się i odepchnął się od barierki. Podszedł niebezpiecznie
blisko mnie. Od dawna do niego potajemnie wzdycham, wszystko zaczęło się na
siódmych urodzinach [i.t.b.], kiedy razem z [i.t.p.] ustaliłyśmy, że pocałujemy
ona mojego brata, a ja jej. Liam poszedł do salonu się napić, a reszta chłopaków
grała na konsoli. Zakradłam się od tyłu i szybko cmoknęłam go w usta. Ciemny
blondyn jęknął, mówiąc, że to ohydne i otarł usta wierzchem dłoni.
Dotknął zimną dłonią mojego policzka i zgarnął niesforny kosmyk za moje
ucho. Patrzyliśmy sobie w oczy i żadne z nas nie chciało przestać, a
powinniśmy, bo on jest już zajęty. Pochylił się nade mną i wystarczyłby teraz
tylko jeden ruch, aby złączyć nasze usta w pocałunku, ale nie mogłam… nie
jestem, taką suką, żeby kraść komuś chłopaka. Nasze wargi już miały się
zetknąć, ale odwróciłam się na pięcie z zamiarem odejścia.
-Nie uciekaj. Nie uciekaj mi- złapał mnie za nadgarstek. Szarpnął i
przyciągnął mnie do siebie. Trzymał mnie w swoich silnych ramionach, które
dawało mi cholerne poczucie bezpieczeństwa. Uniosłam głowę, aby spojrzeć mu w
oczy.
-Dlaczego?
-Bo nie lubię, gdy jesteś daleko- wzruszył ramionami, na co się lekko
uśmiechnęłam. Chciałam się odezwać i powiedzieć mu, żeby mi nie ściemniał, ale
nie pozwolił mi dojść do słowa, ponieważ mnie pocałował. Marzyłam, żeby to
zrobił, już od bardzo bardzo dawna, ale nie w takich okolicznościach. Mimo
niechęci i wewnętrznej walki z samą sobą, odepchnęłam go. – co robisz?
-Ja?- uniosłam na niego brwi.- to ty mnie całujesz, a masz dziewczynę-
prychnęłam.
-Nie jestem już z nią- mruknął.
-Co? Od kiedy? – zamurowało mnie. Przecież byli ze sobą długo i byli
szczęśliwi. Mieli czteroletni staż! Co im nagle odwaliło?! Są wszyscy rąbnięci.
-Nie układało nam się. Zresztą cały czas ostatnio myślę o tobie, musiałem z
nią zerwać- uśmiechnęłam się lekko, a on odwzajemnił. – tooo wyskoczymy gdzieś
jutro?- przytaknęłam, a on obiął mnie ramieniem i zeszliśmy na dół, gdzie
zaczęliśmy tańczyć.
_____________________________________
Jejciu przepraszam, że nie dodawałam tak długo. Wiem, że sie zobowiązałam pomóc, ale naprawdę ostatnio nie miałam weny i wgl szkoła- trzeba poprawić niektóre oceny... No nic liczę, że wam sie spodoba i mi wybaczycie
Buźka miśki ;**
środa, 14 maja 2014
Liam
Dziś jest jeden z ważniejszych dni w moim życiu - zdaję egzamin praktyczny na prawo jazdy. Dużo się do tego przygotowywałam i mam nadzieję, że zdam go za pierwszym razem. Poprosiłam również rodzinę i mojego przyjaciela, Liam' a, aby trzymali za mnie kciuki. Cała roztrzęsiona jadę do Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego aby tam oczekiwać na egzamin.
20 minut później
Za 10 minut rozpocznie się mój egzamin a ja jeszcze powtarzam sobie jak włączać światła i gdzie znajdują się wszystkie zbiorniki. Gdy już zakończyłam tą czynność zauważyłam, że do pomieszczenia wszedł mężczyzna i wyczytał moje imię i nazwisko. Udaję się więc razem z nim do samochodu. W międzyczasie podaję mi dowód osobisty aby sprawdzić moją tożsamość. Egzaminator oddaje mi dokument i zaprasza do samochodu z numerem 05. Prosi abym usiadła za kierownicą i pyta czy nie mam jakiś pytań co do egzaminu oraz przedstawia się. Odpowiadam, że wszystko wiem. Więc zostaję poproszona o sprawdzenie świateł awaryjnych i wskazanie zbiornika z płynem do spryskiwaczy oraz sprawdzenie czy znajduje się on w tym zbiorniku. Po wykonaniu tego ponownie prosi mnie abym usiadła za kierownicą i nakazuje mi przygotować się do jazdy. Ustawiam więc fotel, lusterka, zapinam pas i włączam światła mijania. Gdy skończyłam poinformowałam o tym egzaminatora a on poprosił mnie o podjechanie na plac manewrowy znajdujący się na terenie ośrodka aby wykonać zadania egzaminacyjne. Pierwsze udaję się na łuk. Po zaliczeniu tego zadania czeka mnie ruszanie z miejsca na wzniesieniu. Gdy to zaliczyłam rozpoczęłam drugą część egzaminu praktycznego odbywającą się w ruchu drogowym. Po 40 minutach wracam do ośrodka egzaminacyjnego. Parkuję tam na wskazanym przez egzaminatora miejscu i wyłączam silnik. Egzaminator wskazuje mi moje drobne błędy. Zasmuciłam się ponieważ myślałam, że nie zaliczyłam tego egzaminu. Lecz pan po chwili dodał, że wynik egzaminu jest pozytywny. Podziękowałam mu, zabrałam swoje rzeczy i udałam się do poczekalni aby opuścić teren ośrodka. Tam czekała na mnie niespodzianka. Przy wejściu do budynku stał Liam.
- Li, co ty tu robisz?
- Chciałem Ci zrobić niespodziankę. - uśmiechnął się - Zdałaś?
- Tak. - odpowiedziałam
- Gratuluję! - przytulił mnie i dał całusa w policzek. Trochę mnie to zdziwiło ponieważ nie mieliśmy takich zwyczajów.
- Idziemy? - zapytałam
- Tak, zapraszam Cię do mnie do domu. Trzeba uczcić zdanie egzaminu.
- Dobrze, to miłe z Twojej strony. - powiedziałam a chłopak zabrał moją kurtkę i torebkę oraz poszedł pierwszy w kierunku swojego samochodu. Zaczekał na mnie przy nim, otworzył mi drzwi od strony pasażera i gdy wsiadłam zamknął je.
Godzinę później
Właśnie dotarliśmy do domu Liam'a. Całą drogę żartowaliśmy i śmialiśmy się. Lecz wraz z dotarciem na miejsce mój dobry humor znikł. Chłopak to zauważył i próbował mnie rozweselić ale nie wychodziło mu to za bardzo.
PERSPEKTYWA LIAM`A
Całą drogę do domu [T.I] była radosna lecz teraz cały dobry humor znikł. Zmartwi mnie to. Zaprosiłem ją więc do siebie po pokoju i starałem się wyciągnąć z niej dlaczego jest taka smutna i jakoś jej pomóc. Wcześniej zrobiłem herbatę i wyciągnąłem przepyszne ciastka. Gdy wszedłem do pokoju dziewczyna leżałam na moim łóżku tyłem do drzwi i płakała. Odłożyłem więc rzeczy na biurko i kucnąłem obok łóżka lecz ona się odwróciła na drugi bok. Wstałem więc i położyłem się po chwili koło niej. Znowu chciała mnie uniknąć ale przyciągnąłem ją do siebie a ona wtuliła się we mnie i rozpłakała jeszcze bardziej. Głaskałem ją po plecach i pocałowałem we włosy dając jej poczucie bezpieczeństwa. Po 5 minutach dziewczyna trochę się uspokoiła więc postarałem się nawiązać z nią rozmowę.
- Co się stało? Czemu płakałaś?
- Nie wiem czemu ale Twój dom przypomina mi dom mojej babci, która odeszła dwa tygodnie temu i bardzo mi jej brakuje. - gdy to usłyszałem zamurowało mnie.
- Moje biedactwo. Bardzo mi przykro. Mogę Ci jakoś pomóc?
- Jest jeden sposób. Bądź przy mnie i mnie wspieraj a ja jakoś się pozbieram po tej stracie.
- Obiecuję, że będę przy Tobie zawsze gdy będziesz tego potrzebować.
- Dziękuję. - powiedziała i dała mi buziaka z policzek.
- Mogę teraz coś dla Ciebie zrobić? - zapytałem
- A możemy sobie tak poleżeć? Dobrze mi tak. - i uśmiechnęła się. Miło mi się zrobiło gdy to powiedziała
- Oczywiście, że tak. - położyłem się na plecach a ona swoją głowę położyła na mojej klatce piersiowej.
Jedną ręką objąłem ją tak żeby była jak najbliżej mnie a drugą zacząłem się bawić jej włosami. Po pół godziny dziewczyna usnęła. Lecz po półtorej godziny obudziła się cała zapłakana. Pozwoliłem więc jej wypłakać się. Gdy po 20 minutach dotarło do mnie, że jest w moim domu i jest bezpieczna to uspokoiła się.
- Nigdy mnie nie zostawisz? - zapytała
- Ale skąd to pytanie? - zdziwiłem się a dziewczyna usiadła na łóżku
- Śnił mi się wypadek. Zginąłeś w nim a byłeś jedyną osobą, którą miałam. - łza spłynęła po jej policzku
- Jestem tu przy Tobie i nic takiego się nie stanie. Będę przy Tobie choćbyś miała mnie już serdecznie dosyć bo jesteś dla mnie ważną osobą. - Co dla Ciebie oznaczają te słowa?
Wiedziałem, że teraz nadszedł ten moment kiedy muszę jej wyznać co czuję bez myślenia o konsekwencjach tych słów. Złapałem więc jej lewą dłoń, popatrzyłem prosto w oczy i powiedziałem
- Kocham Cię.
Dziewczyną ewidentnie to zaskoczyło.
- Nie żartujesz sobie?
- Nie, jestem bardzo poważny.
[T.I.] po chwili położyła swoje dłonie na moich policzkach i szepnęła
- Ja też Cię kocham. - i złożyła delikatny pocałunek na moich ustach.
Przytuliłem ją mocno i tak spędziliśmy cały dzień.
Powracam :D Cieszycie się?
Mam nadzieję, że imagin się Wam podoba. Przepraszam Was, że tak dawno mnie nie było ale zdawałam egzamin na prawo jazdy, miałam dużo nauki na studiach i zmarła moja babcia tak więc nie miałam głowy żeby dla Was pisać. Ale teraz postaram się Was nie zaniedbywać.
piątek, 11 kwietnia 2014
Harreh
Ubrałam się w kwiecisty kombinezon oraz białe sandałki.
Rozczesałam długie brązowe włosy, które poskręcane opadały na prawe ramię.
Pomalowałam się i zbiegłam po schodach. Na dole czekał już Harry, który szeroko
się uśmiechnął na mój widok, ukazują dwa słodkie dołeczki, które tak bardzo
lubię.
-Wyglądasz ślicznie.
-Dziękuję- cmoknęłam go w usta. – to co dziś robimy?
-Idziemy na zakupy, a potem zabieram cie na piknik.
-Brzmi nieźle. Mamo wychodzimy!- krzyknęłam do rodzicielki,
która gotowała w kuchni obiad.
-Nie wracaj późno!
-Okay!- cali uśmiechnięci wyszliśmy z domu i kierowaliśmy
się w stronę sklepu. Droga zajęła nam jakieś 15minut. Zabraliśmy koszyk i
szliśmy w stronę alejki ze słodyczami, kiedy zaczepiły nas dwie staruszki,
które zaczęły dotykać moich włosów i zachwycały się nimi. – z czego się
śmiejesz?- trąciłam Harrego łokciem w brzuch, mówiąc cicho, żeby te panie nie
usłyszały. Chłopak pokiwał tylko głową na boki z zaciszem. Kobiety nadal
podziwiały moje włosy, a ja z grzeczności musiałam stać i tego wszystkiego
słuchać. Byłam zła, prawdziwie zła.
Babcie zaczęły się kłócić, do kogo jestem podobna.
-Do Włoszki! Jest podobna do Włoszki!- wykrzyczała jedna, a
wszyscy w sklepie zaczęli na nas dziwnie patrzeć. Harry podszedł i pochylił się
nade mną.
-Kocham cie, ty moja Włoszko- zaśmiał się mi do ucha, po
czym odszedł w kierunku słodyczy. Starsze panie dalej dotykały moich włosów, a
ja czułam się dziwnie. To taki jakby gwałt w miejscu publicznym. Po jakimś
czasie zjawił się Harreh z pełnym koszyczkiem. – przepraszam panie, ale razem z
moją Włoszką musimy już iść. – uśmiechnął się uroczo.
-Tak, tak, miłej zabawy dzieci- uśmiechnęła się jedna ze
staruszek, a my poszliśmy zapłacić za zakupy. Potem poszliśmy w stronę parku,
po drodze zahaczając o dom Harrego, z którego zabraliśmy koc. W parku byliśmy
już po 10 minutach. Rozłożyliśmy kocyk, na którym usiedliśmy i wyjęliśmy
truskawki, czekoladę i inne produkty. Zaczęliśmy zajadać, a potem loczek
położył głowę na moich udach, a ja bawiłam się jego włosami. To był naprawdę
świetny dzień, świeciło słońca, a na niebie powoli przesuwały się różnorakie
chmurki.
-[t.i.] muszę ci coś powiedzieć- powiedział poważnym tonem,
na co zaprzestałam zabawy jago loczkami. – bo jutro zaczynamy trasę po Ameryce -
gwałtownie wstałam, zrzucając jego głowę z moich nóg.
-I mówisz mi to dzień przed wyjazdem!?- wrzasnęłam, na tyle
głośno, że aż sama się przeraziłam. – jesteś podły- próbowałam zatamować łzy. –
daj mi spokój Harry, nie chcę ci już nigdy wiedzieć- odwróciłam się i pobiegłam
do domu. Teraz łzy spływały po moich policzkach, nie widział mnie, dlatego
mogłam płakać. Nie wyobrażam sobie bez niego, życia, a on mi nie ufa. To
naprawdę boli, ta świadomość, że nie ma dla mnie tyle zaufania, ile ja mam dla
niego. Zresztą co ja sobie wyobrażałam, on jest gwiazdą, a ja jestem
najzwyklejszą dziewczyną, która ma niewyparzony język, lubi po imprezować,
zakupy; która w stresie gada więcej niż katarynka, musi wszystko wychodzić jej
idealnie. Nie lubi kiedy się po niej krzyczy, okłamuje i ma straszne kompleksy.
Która lubi usiąść z przyjaciółmi i po prostu pogadać przy fajce. Wbiegłam do
domu, zatrzaskując drzwi i zjeżdżając po nich plecami. Zakryłam twarz dłońmi i
próbowałam się uspokoić, co po pewnym czasie mi się udało. Wstałam i poszłam do
kuchni, gdzie mama dalej działała cuda. Wyjęłam z lodówki butelkę z sokiem i
wypiłam.
-Kochanie myślałam, że wrócisz później. Stało się coś?
-Harry miał próbę- wzruszyłam ramieniem, a potem poszłam do
siebie. Położyłam się do łóżka i leżałam wpatrując się tępo w okno. Mój telefon
zaczął dzwonić, albo przychodziły SMSy. Złapałam za urządzenie i odblokowałam
ekran. Miałam wiadomości od Harrego, Liama i reszty chłopaków. Przeczytałam
kilka z nich.
______________________
Od: Hazz <3
Mała to nie miało tak być, chciałem powiedzieć wcześniej,
ale nie chciałem cie zranić
______________________
Od: Hazz <3
Włoszko ty
moja… przepraszam, ale byłaś szczęśliwa. Dobrze wiesz, że nie lubię, gdy się
smucisz
______________________
Od: Hazz <3
Misiek przepraszam,
naprawdę nie chciałem, przecież wiesz, że cie kocham
______________________
Z natłokiem
myśli zasnęłam.
Obudziłam się około
godziny 8 rano. Tego było mi potrzeba. Złapałam za telefon i sprawdziłam SMSy. Otworzyłam
jednego, który był od Louisa.
______________________
Od: Lou xd
Samolot jest o
8.30, nie zawiedź go
______________________
8:30?! Pędem
ruszyłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Rozczesałam włosy i
pomalowałam rzęsy tuszem. Z szafy wyjęłam krótkie szorty, które ubrałam na
bieliznę, a przez głowę wciągnęłam ciemnoniebieski top. Wsunęłam na nogi
trampki i wybiegłam z domu. Zmierzałam w stronę metra, którym chciałam dojechać
na lotnisko. Wysiadłam na ostatniej przecznicy. Wybiegłam z podziemia i nie zwalniając
tępa, biegłam. Byłam cała zasapana, a kolka powoli dawała o sobie znać, ale nie
poddawałam się. Obsesyjnie sprawdzałam zegarek, który wskazywał już 8.32. Na
lotnisku było pełno fanek chłopaków, przez które się przedzierałam. Zauważyłam
bujne loczki Hazzy, który już miał wchodzić na pokład ich prywatnego samolotu.
-Harreh!-
krzyknęłam, a on się odwrócił. Szukał mnie wzrokiem, aż w końcu znalazłam się w
jego silnych ramionach, które dają mi poczucie bezpieczeństwa. – przepraszam,
nie powinnam tak reagować- mocno wtuliłam się w jego tors. Chłopak tulił mnie
do siebie, w taki sposób, jakbym zaraz miała zniknąć.
-To ja
przepraszam, mogłem powiedzieć wcześniej.
-Csi- mruknęłam.-
nic nie mów.
-To co mam
zrobić?
-Kochaj mnie
bez granic, tak po prostu… za nic- zaśmiał się pod nosem, a potem złączył nasze
usta w pełnym namiętności pocałunku, który zbyt szybko się skończył.
-Wrócę za dwa
miesiące Włoszko- puścił mi oczko, a następnie przelotnie cmoknął w wargi i
wsiadł do samolotu. Westchnęłam tylko i pocierałam ramiona. Zaczekałam aż
metalowy ptak wzniesie się w powietrze, a kiedy już to uczynił wróciłam do
domu.
___________________________
Imagin jest mega denny, ale początek całkiem mi sie podoba. Mam nadzieję, że powiecie szczerze, co o nim myślicie w komentarzach.
Buźka miśki ;**
wtorek, 8 kwietnia 2014
Louis cz.3
Perspektywa Louis'a
[T.I] w ogóle się do mnie nie odzywa. Jest mi przykro z tego powodu bo chciałbym z nią pogadać, być bliżej niej. Siedzę koło niej ale mam wrażenie jakby była kilometry ode mnie. Postanowiłem napisać do niej wiadomość na karteczce a ona w międzyczasie nagle się na mnie osunęła. W mojej głowie natychmiast pojawiła się myśl, że muszę ją zawieźć do szpitala żeby sprawdzili czy jest zdrowa. Tak więc wziąłem ją na ręce i wyszedłem z sali. Jako, że 15 minut od uczelni znajdował się szpital postanowiłem ją tam zanieść.
TRZY GODZINY PÓŹNIEJ
Siedzę tu już długo i nic nie wiadomo. Boję się, że [T.I] może być na coś chora i dlatego nie chcą mi nic powiedzieć. Doszedłem do wniosku, że jak oni ie chcą sami nic mi przekazać to sam się dowiem co się dzieje z moją przyjaciółką. Po 15 minutach dowiedziałem się od pielęgniarki w której sali dziewczyna leży tak więc nie czekając dłużej udałem się do niej. Zdziwił mnie trochę fakt, że znajduje się ona na oddziale ginekologicznym. Chwilę później znajdowałem się przy jej łóżku. Tak słodko sobie spała. Zachwycanie się takim widokiem przerwał mi lekarz.
- Pan jest kimś z rodziny? - zadał pytanie
- Jestem jej chłopakiem. - musiałem troszkę nagiąć prawdę
- Pani [T.I] jest w drugim miesiącu ciąży. Podczas badania odkryliśmy, że została zgwałcona. - w tym momencie myślałem, że będę szczękę z ziemi zbierać. - To omdlenie nie było groźne. Ale proszę o nią dbać.
- Dobrze, dziękuję.
Po wyjściu lekarza opadłem na krzesło obok łóżka dziewczyny i próbowałem pozbierać myśli. Moja [T.I] będzie mamą i jakiś bydlak tak ją skrzywdził. Znajdę go i zatłukę jak psa obiecałem sobie.
- Louis, co ja tu robię? - usłyszałem cichy głosik
- Zemdlałaś na zajęciach i Cię przyniosłem do szpitala.
- Dziękuję.
- [T.I], mam do Ciebie pytanie. Co się stało około dwa miesiąca temu?
- Co masz na myśli? - zdziwiła się
- Lekarz mi powiedział, że ktoś Cię bardzo skrzywdził. - po moich słowach dziewczyna się rozpłakała
- Dwa dni po tym nieszczęsnym weselu poszłam na imprezę żeby się odstresować. Tam go poznałam. Poszliśmy do niego. Chciałam tylko się u niego przespać żeby nie wracać do pustego domu. A on mnie zgwałcił.
- Maleństwo moje. - powiedziałem i przytuliłem dziewczynę.
- Czy ja jestem w ciąży? - zapytała po chwili
- Tak. I on nic się nie martw. Ja się Tobą i maleństwem zajmę.
- Nie, Louis, nie musisz. Poradzę sobie.
- Ale chcę. Proszę Cię, pozwól mi być przy Tobie.
- Dobrze. Dziękuję.
Po chwili w sali pojawił się lekarz, który poinformował [T.I] o badaniach, które musi zrobić i dał jej wypis ze szpitala. Zawiozłem ją do mnie do mieszkania. Zaniosłem do łóżka żeby sobie odpoczęła a sam udałem się na zakupy żeby przygotować dla dziewczyny zdrowy obiad. Gdy wróciłem stała ona przy lodówce i szukała jakiegoś jedzenia.
- Nic tam nie znajdziesz. - zawołałem z przedpokoju
- Ale ja jestem głodna.
- Siadaj, za chwilę zrobię Ci kanapki.
- To ja Ci pomogę.
- Nie, masz odpoczywać.
- A właśnie, że nie będę nigdzie szła. I z ciężarną się proszę nie wykłócać.
- Tak, no to zastosuję inną broń. - powiedziałem i zacząłem ją łaskotać
- Przestań...błagam...już nie mogę. - prosiła już po chwili
- Przestanę jak dasz mi buziaka.
- Niedoczekanie Twoje. - powiedziała
- To muszę dalej Cię łaskotać. - na mojej twarzy pojawił się chytry uśmieszek
- No dobrze. - przybliżyła się i pocałowała mnie w policzek. - Zadowolony?
- Bardzo. A teraz siadaj na tyłku a za chwilę dostaniesz kanapki.
- Ok, tylko szybciej może trochę je rób.
Za 5 minut podałem jej talerz pełen kolorowych i zdrowych kanapek.
DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Udało mi się, osiągnąłem swój cel. [T.I] i ja jesteśmy parą. Maleństwo rozwija się bardzo dobrze. Już ustaliliśmy, że ja będę podany jako ojciec co bardzo mnie ucieszyło ponieważ wróży to, iż uda mi się stworzyć szczęśliwą rodzinę z moją dziewczyną.
OSIEM MIESIĘCY PÓŹNIEJ
Nasza córeczka ma już trzy miesiące. Rośnie jak na drożdżach. I jest idealną kopią [T.I]. Ma jej oczy, usta, nosek. A za dwa miesiące ja i jej mama będziemy małżeństwem. Wszystko się poukładało lepiej niż sobie to planowałem i wyobrażałem. Spotkało mnie wielkie szczęście. U mojego boku jest kobieta, którą bardzo kocham i mamy dziecko, które uważa, że ja jestem jego tatą. Może kiedyś powiemy jej jaka jest prawda ale nie chcemy na razie niszczyć swojego szczęścia.
I jak się Wam podoba takie zakończenie?
Przyznaję się, że to zepsułam trochę ale i tak mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Pozdrawiam <33
4 Wasze komentarze = nowy imagin
sobota, 5 kwietnia 2014
Louis cz.2
Kontynuacja tego imagina
Dla Darcy Styles
Minęły już dwa tygodnie a [T.I] się nie odzywa do mnie. Martwi mnie to ponieważ wiem, że to przeze mnie. To ja zniszczyłem naszą relację. A to wszystko z powodu głupich uczuć. Brakuje mi jej uśmiechu, jej zapachu, jej obecności.
"Tęsknie za Tobą, Odezwij się, proszę. Martwię się." wysłałem kolejnego sms-a do dziewczyny.
Czasami mam wrażenie, że mi na niej zależy. I to nie tak jak na przyjaciółce. Z tą myślą poszedłem spać aby nie rozmyślać tyle o tym co zniszczyłem. Jednak nie udało mi się to ponieważ po raz kolejny śniła mi się sytuacja sprzed 14 dni. Z tego koszmaru wyrwał mnie dźwięk telefonu.
- Proszę. - powiedziałem jeszcze zaspany
- Nie pisz tyle do mnie. Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać.
- Proszę Cię tylko o spotkanie. Muszę Ci coś powiedzieć. Jeżeli nie będziesz chciała mnie więcej widzieć dostosuje się do tego.
- Dobrze. Pasuje Ci dziś o 19:00 w tej restauracji koło mojego domu?
- Tak, oczywiście. Do zobaczenia. - rozłączyłem się
Zgodziła się ze mną spotkać. Udało się. Tak bardzo się cieszę. Byłem jak w amoku. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to może być nasze ostatnie spotkanie. I mój humor uległ zmianie. Smutek zastąpił euforię. I w takim nastroju zacząłem się szykować na to co czeka mnie za 3 godziny. Ubrałem się w bluzę, która podobała się [T.I] oraz czarne, dopasowane spodnie. Spryskałem się perfumami, które ona uwielbiała. Wszystko dla Ciebie skarbie pomyślałem. Godzinę przed spotkaniem opuściłem aby dotrzeć na czas oraz kupić dla dziewczyny kwiaty. W kwiaciarni nie mogłem się zdecydować jaki bukiet będzie najlepszy. W końcu podjąłem decyzję. Wybrałem pomarańczowego gerbera ponieważ według mnie pasował on do [T.I]. Po 30 minutach dotarłem na miejsce spotkania. 5 minut później zjawiła się ona, moja koleżanka piękna jak zawsze.
- Cześć, dziękuję, że zgodziłaś się na to spotkanie. - rozpocząłęm
- Nie wysilaj się. O czym chciałeś mi powiedzieć?
- To trochę skomplikowane. - przypomniałem sobie o kwiatku. - Proszę, to dla Ciebie.
- Mów, ja mam czas. I nie potrzebnie wydawałeś pieniądze.
- Po tygodniu Twojego milczenia dotarło do mnie, że tęsknię za Tobą, brakuje mi Cię. Nawet mi się śniłaś.
- No dobrze, ale co to ma do rzeczy bo nie za bardzo rozumiem?
- Dopiero po tym co się stało uświadomiłem sobie bardzo ważną rzecz. Zależy mi na Tobie [T.I].
- I tak nagle to do Ciebie dotarło? Dziwne trochę.
- Wiem, że źle zrobiłem. Ale kiedy wyznałaś mi swoją miłość nie byłem pewny swoich uczuć. Ale teraz jestem już pewien. Kocham Cię i to się nie zmieni.
- I ja mam Ci w to uwierzyć, tak?
- No tak. Proszę Cię, daj mi szansę żebym mógł Ci udowodnić, iż to prawda.
- Pod jednym warunkiem się zgodzę.
- Jakim?
- Jeżeli to nie wyjdzie to znikasz na zawsze z mojego życia.
- Dobrze, obiecuję.
- Zapamiętaj to sobie. A ja muszę już iść bo późno się zrobiło.
- Nie możesz zostać jeszcze chwilę? - chciałem ją zatrzymać jak najdłużej
- Nie mogę. Do zobaczenia jutro na zajęciach.
- Pa.
Perspektywa [T.I]
Mam teraz mętlik w głowie. Co on chce mi udowodnić. Przecież mówił, że mnie nie kocha. To może chce mnie tylko bardziej pogrążyć, znowu rozkochać w sobie a potem zranić po raz drugi. Ale już trudno. Nie złamię danej obietnicy z powodu swoich wątpliwości. A już jutro zmierzę się z tym udowadnianiem Louis'a.
NASTĘPNEGO DNIA
Wstałam jak zwykle o 6 i zaczęłam się szykować na zajęcia. Lecz nie zdążyłam zaparzyć sobie nawet kawy ponieważ przeszkodził mi w tym dzwonek do drzwi. Zgadnijcie kto w nich stał. Choć pewnie się domyślacie. Przede mną stała osoba, która chce mi coś udowodnić.
- Popieprzyło Cię do końca? - zapytałam
- Nie. Tylko przyniosłem Ci śniadanie. - zaczął się panoszyć w mojej kuchni jak u siebie w domu - Smacznego. - dodał podając mi croissant'a z filiżanką kawy.
- Dziękuję, dobre było.
- To teraz zmykaj się ubierać i robić to wszystko co dziewczyny robią a ja tu poczekam.
- Tylko niczego nie zniszcz. Wystarczająco dużo już nabroiłeś w moim życiu.
- Będę grzeczny jak aniołek. Pooglądam sobie telewizję.
DWADZIEŚCIA MINUT PÓŹNIEJ
Schodzę gotowa do wyjścia na dół a Louis śpi na sofie. Słodko śpisz pomyślałam. Lecz wygoniłam szybko tą myśl z głowy i zabrałam się za budzenie chłopaka.
- Lou, wstawaj. Musimy już iść. - mówiłam do niego. Po chwili się przebudził.
- Masz bardzo wygodną sofę. - śmiał się - Mojemu zgrabnemu tyłeczkowi dobrze się siedziało.
- Idź już Ty zgrabna dupciu bo się spóźnimy. - poganiałam go zabierając torebkę i klucze ze stolika w przedpokoju. - Damy przodem. - zaprezentował swoje białe ząbki - I daj to. - dodał wskazując na moją torebkę - Nie będziesz dźwigać.
- Ale to nie jest ciężkie.
- Możesz nie dyskutować i utrudniać mi mojego zadania?
- Ok, już nic nie mówię.
I w ciszy dotarliśmy na uczelnię.
Jak podoba się Wam druga część? Jak myślicie co stanie się dalej?
Przewiduję jeszcze jedną część, w której okaże się czy Louis ma dar przekonywania i czy [T.I] będzie w stanie ponownie mu zaufać.
Pozdrawiam <33
piątek, 28 marca 2014
Zayn ;p
Siedziałam w salonie, na
skórzanej sofie, owinięta ciepłym kocykiem z kolanami podwiniętymi pod brodę i
popijając kakao. Harry gdzieś wyszedł, prawdopodobnie ze swoim najlepszym
kumplem Zaynem, a ja marznę jak cholera, mimo, że jest jesień. Mam w dupie te ich
imprezy, wolę sobie siedzieć w piątek wieczorem przed telewizorem i przeżywać
to, że Sid z Epoki Lodowcowej znalazł mleczyk, niż świecić gołą dupą. Nagle
ktoś zaczął dzwonić jak pojebany do drzwi.
-Harreh jak zapomniałeś
kluczy to masz pecha!- wrzasnęłam, a dzwonek nie ustawał. Przeklęłam pod nosem
i z kocem zarzuconym na ramionach oraz kubkiem w ręce, poszłam otworzyć.
Nacisnęłam na klamkę, mówiąc:- idioto ostatni raz… Zayn!? – zdziwiłam się.
-Sugerujesz, że powinienem
dorobić sobie klucz do twojego domu?- uśmiechnął się w charakterystyczny dla
siebie sposób. Ta jego pewność siebie i chamstwo sprawiają, że jest jeszcze
bardziej pociągający niż bez tej otoczki złego kolesia. Czy jestem w nim
zakochana? Nie, lecę na niego to fakt, ale nie wiem czy to jest miłość, po za
tym on ma swoją księżniczkę, z którą obściskują się, całują i prawie pieprzą na
tych ich imprezach. Dwa razy Harry mnie namówił, ale teraz mówię dość, nie będę
patrzeć na jego kumpla, który zabawia się ze swoją dziewczyną, bo mnie skręca.
-Sugeruję, że mojego brata
nie ma, więc…- wzruszyłam ramionami- po co przyszedłeś?- mulat głęboko
westchnął i podrapał się w tył głowy. Czy on był zmieszany?! Nie, to nie
możliwe, przecież on zawsze wie co odpowiedzieć, to on ma ostatnie zdanie. Co
on mi tutaj odpierdala?!
-Przejdziemy się? –
skrzywiłam się.
-Tam jest zimno- jęknęłam, na
co wywrócił oczami.
-No weź- westchnął. –
pójdziemy na pizzę, albo gorącą czekoladę.
-Mam kakao, a pizzę możemy
zmówić.
-O Jezu, dziewczyno rusz
seksi dupe, a nie zamulasz przed TV- wywróciłam oczami.
-Robię to dla ciebie pajacu-
ubrałam kurtkę oraz buty, po czym wyszliśmy, a ja zamknęłam dom na klucz. – ty
płacisz za tą pizzę i czekoladę- mruknęłam, na co zachichotał pod nosem.
Szliśmy w ciszy, mijając po drodze park. – ale zimno- jęknęłam.
-Pizga jak cholera- mruknął
nakładając na głowę kaptur swojej czerwonej bluzy, na której miał skórzaną
katanę. Zaczęłam szperać w kieszeniach.
-Przez ciebie zapomniałam
rękawiczek- stukałam zębami.
-Daj rękę- zmarszczyłam brwi
i spojrzałam na niego zdziwiona. Zaskoczył mnie, chyba że to był kolejny żart z
jego strony. Często z Harrym sobie ze mnie żartowali, przeważnie z chłopców, z
którymi umawiam się na randki. Patrzył na mnie… z troską, wyciągając swoją dłoń
w moim kierunku.
-Mam cie trzymać za rękę?-
zapytałam głupio, dalej w to nie wierząc.
-Po prostu ją daj- powiedział
jakby znudzony, a ja niepewnie złapałam jego kończynę. Włożył nasze splecione
dłonie do kieszeni kurtki. Jego ręce były zajebiście ciepłe, że aż przeszedł
mnie dreszcz. Kroczyliśmy dalej, a ja się uśmiechnęłam. Przechodziliśmy obok
budynku szkoły, w której się uczę razem z jego dziewczyną.
-Wiesz co, może lepiej puść,
bo jak zobaczy twoja laska, to będzie koniec.
-Masz racje…- burknął pod
nosem i chciał zabrać swoją rękę, ale mu nie pozwoliłam. Teraz to ja sobie
zażartuję z niego, pierwszy raz.
-Teraz powinieneś powiedzieć,
jebać to i trzymać mnie dalej- zaśmiałam się. Ku mojemu zaskoczeniu ścisnął
mocniej moje palce i patrząc w okno szkoły, w której właśnie była powiedział:
-Jebać to- szliśmy dalej, a
ja byłam zadowolona i szczęśliwa. Do pizzerii doszliśmy po 10 minutach.
Zajęliśmy stolik, przy którym zwykliśmy siedzieć w trójkę, razem z Harrym.
Podeszła do nas kelnerka, która była całkiem ładna.
-Co zamawiacie?- zatrzepotała
rzęsami w kierunku Zayna, który spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
-Dużą margaritę i dwie cole –
puścił mi oczko, a dziewczyna, która na oko mogła mieć z 23 lata odeszła. To
zadziwiające, że on zna mnie tak dobrze. Wie o mnie wiele rzeczy, tak jak ja o
nim, ale Zayn wie więcej, bo Harry mu mówi o wszystkim. Wie co lubię jeść,
oglądać, jaki jest mój ulubiony kolor, jakie kwiatki lubię. Czego nie lubię. Co
robię, gdy jestem smutna, a co jak zakochana. Czasem zastanawiam się, czy znam
siebie tak dobrze, jak on mnie. – o czym tak myślisz małpko?- i mówi do mnie
małpko, to w sumie urocze, ale nie wiem, czy mówi to dlatego, że uważa mnie za
małpę, bo jestem czasem wredna, czy tylko, bo podoba mu się to zdrobnienie i
kiedy byliśmy w zoo to strasznie jaraliśmy się człekokształtnymi.
-O tym, że będę miała
przesrane, bo nie byłam w szkole- westchnęłam. Nie powiem mu przecież, że o
nim.
-Jak nie byłaś? – zmarszczył
brwi. – czemu?
-Bo jest zimno jak cholera.
-Ale dla mnie wyszłaś z domu-
stwierdził.- Awww jesteś słodka!- uśmiechnął się chytrze, na co wywróciłam
oczami.
-Nie pochlebiaj sobie- w tym
momencie dziewczyna przyniosła nam pizzę oraz napoje. Zayn wstał i usiadł obok
mnie, na co zmarszczyłam brwi. – co robisz?- zapytałam zdziwiona.
-Siadam obok ciebie małpko-
pacnął mnie w nos. Był dziwny, zachowywał się dziwnie. Co on knuje? Znowu jakiś
genialny sposób upokorzenia mnie w miejscu publicznym? Serio, to ulubiona
zabawa Malika i mojego brata. –pokłóciliście się z Harrym, czy jak?
-Nie, po prostu chciałem
gdzieś z tobą wyjść, Hazz jest na siłowni.
-W co ty grasz Malik? Znowu
jakiś pomysł jak zrobić ze mnie idiotkę?- warknęłam.
-Co?! Nie! [t.i.] weź
przestań, to że kilka razy się z loczkiem zabawiliśmy, to nie znaczy…
-Kilka!?- prychnęłam. – non
stop robicie ze mnie pośmiewisko, bo wam się nudzi! To dlatego już z wami nie
wychodzę, to dlatego wolę siedzieć w domu sama, niż pokazywać się z wami
gdziekolwiek.
-Ale ja nie…
-Daruj sobie- chciałam wstać
i wyjść, ale on nie chciał mnie przepuścić. Musiałam usiąść od ściany, za co
przeklinałam się w duchu. Boże jaka ja jestem głupia! – rusz się.
-Nie- warknął i złapał za mój
nadgarstek.
-Nie?
-Nie- zacisnął mocniej swoją
dłoń. – dopóki nie przestaniesz.
-To boli- syknęłam. – co masz
przestać?- czy on jest chory na umyśle? – Zayn to
mnie boli. – nie zareagował.
-Przestań chodzić na randki.
-Niby czemu!?- nie będzie mi
mówił co mam robić. Jeśli chcę chodzić na randki, to będę na nie chodzić, a
jemu nic do tego! Nie będzie dyktował mi warunków i mówić jak mam żyć!
-Bo mnie kurwica trafia, jak
widzę cie z tymi małolatami, którzy myślą tylko o tym jak cie przelecieć. –
Zayn jest starszy ode mnie o dwa lata i często bezczelnie to wykorzystuje, ale
jakby na to nie patrzeć to ja jestem mądrzejsza i dojrzalsza, bo chłopcy
dojrzewają trzy lata później.
-Powiedział gość, który to
samo robi w klubach- prychnęłam. – od kiedy się tak o mnie martwisz? Nigdy cie
to jakoś nie obchodziło, co robię, z kim i gdzie!
-Zawsze się martwiłem- mruknął
pod nosem, ale słyszałam. – nie ważne, zapomnij- teraz to on chciał wyjść, ale
zdążyłam złapać go za rękę. – co robisz?- warknął.
-Ja czy ty? Bo ty zachowujesz
się jak smarkacz!
-Daj mi spokój.
-Zastanów się czego ty
chcesz!- wrzasnęłam i wyminęłam go. Wyszłam z pizzerii trzaskając drzwiami.
Buchnęło mi w twarz zimnie powietrze, Chryste ta pogoda jest dzisiaj jakaś
popierdolona! Szłam szybkim krokiem w stronę domu, kiedy poczułam szarpnięcie,
a potem ciepłe usta na swoich. Całował naprawdę świetnie, tak… nie wiem jak
ubrać w słowa to co teraz czuję, ale to było magiczne. Zareagowałam po chwili,
oddając czułość. Oderwaliśmy się, aby zaczerpnąć powietrza.
-Chcę ciebie- znowu złączył
nasze usta w pocałunku. Odepchnęłam go na kawałek. – co robisz?
-Zimno mi- zaśmiał się, a
potem zarzucił ramię na moje barki i prowadził w stronę domu.
_________________________________
Jejciu uwielbiam te zdjęcie ♥ napisałam go już tydzień temu i niezbyt mi podchodził. No ale dodałam!! Liczę na wasze szczere opinie ;p
Buźka miśki ;**
Subskrybuj:
Posty (Atom)