piątek, 28 marca 2014

Zayn ;p





Siedziałam w salonie, na skórzanej sofie, owinięta ciepłym kocykiem z kolanami podwiniętymi pod brodę i popijając kakao. Harry gdzieś wyszedł, prawdopodobnie ze swoim najlepszym kumplem Zaynem, a ja marznę jak cholera, mimo, że jest jesień. Mam w dupie te ich imprezy, wolę sobie siedzieć w piątek wieczorem przed telewizorem i przeżywać to, że Sid z Epoki Lodowcowej znalazł mleczyk, niż świecić gołą dupą. Nagle ktoś zaczął dzwonić jak pojebany do drzwi.

-Harreh jak zapomniałeś kluczy to masz pecha!- wrzasnęłam, a dzwonek nie ustawał. Przeklęłam pod nosem i z kocem zarzuconym na ramionach oraz kubkiem w ręce, poszłam otworzyć. Nacisnęłam na klamkę, mówiąc:- idioto ostatni raz… Zayn!? – zdziwiłam się.

-Sugerujesz, że powinienem dorobić sobie klucz do twojego domu?- uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób. Ta jego pewność siebie i chamstwo sprawiają, że jest jeszcze bardziej pociągający niż bez tej otoczki złego kolesia. Czy jestem w nim zakochana? Nie, lecę na niego to fakt, ale nie wiem czy to jest miłość, po za tym on ma swoją księżniczkę, z którą obściskują się, całują i prawie pieprzą na tych ich imprezach. Dwa razy Harry mnie namówił, ale teraz mówię dość, nie będę patrzeć na jego kumpla, który zabawia się ze swoją dziewczyną, bo mnie skręca.

-Sugeruję, że mojego brata nie ma, więc…- wzruszyłam ramionami- po co przyszedłeś?- mulat głęboko westchnął i podrapał się w tył głowy. Czy on był zmieszany?! Nie, to nie możliwe, przecież on zawsze wie co odpowiedzieć, to on ma ostatnie zdanie. Co on mi tutaj odpierdala?!

-Przejdziemy się? – skrzywiłam się.

-Tam jest zimno- jęknęłam, na co wywrócił oczami.

-No weź- westchnął. – pójdziemy na pizzę, albo gorącą czekoladę.

-Mam kakao, a pizzę możemy zmówić.

-O Jezu, dziewczyno rusz seksi dupe, a nie zamulasz przed TV- wywróciłam oczami.

-Robię to dla ciebie pajacu- ubrałam kurtkę oraz buty, po czym wyszliśmy, a ja zamknęłam dom na klucz. – ty płacisz za tą pizzę i czekoladę- mruknęłam, na co zachichotał pod nosem. Szliśmy w ciszy, mijając po drodze park. – ale zimno- jęknęłam.

-Pizga jak cholera- mruknął nakładając na głowę kaptur swojej czerwonej bluzy, na której miał skórzaną katanę. Zaczęłam szperać w kieszeniach.

-Przez ciebie zapomniałam rękawiczek- stukałam zębami.

-Daj rękę- zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego zdziwiona. Zaskoczył mnie, chyba że to był kolejny żart z jego strony. Często z Harrym sobie ze mnie żartowali, przeważnie z chłopców, z którymi umawiam się na randki. Patrzył na mnie… z troską, wyciągając swoją dłoń w moim kierunku.

-Mam cie trzymać za rękę?- zapytałam głupio, dalej w to nie wierząc.

-Po prostu ją daj- powiedział jakby znudzony, a ja niepewnie złapałam jego kończynę. Włożył nasze splecione dłonie do kieszeni kurtki. Jego ręce były zajebiście ciepłe, że aż przeszedł mnie dreszcz. Kroczyliśmy dalej, a ja się uśmiechnęłam. Przechodziliśmy obok budynku szkoły, w której się uczę razem z jego dziewczyną.

-Wiesz co, może lepiej puść, bo jak zobaczy twoja laska, to będzie koniec.

-Masz racje…- burknął pod nosem i chciał zabrać swoją rękę, ale mu nie pozwoliłam. Teraz to ja sobie zażartuję z niego, pierwszy raz.

-Teraz powinieneś powiedzieć, jebać to i trzymać mnie dalej- zaśmiałam się. Ku mojemu zaskoczeniu ścisnął mocniej moje palce i patrząc w okno szkoły, w której właśnie była powiedział:

-Jebać to- szliśmy dalej, a ja byłam zadowolona i szczęśliwa. Do pizzerii doszliśmy po 10 minutach. Zajęliśmy stolik, przy którym zwykliśmy siedzieć w trójkę, razem z Harrym. Podeszła do nas kelnerka, która była całkiem ładna.

-Co zamawiacie?- zatrzepotała rzęsami w kierunku Zayna, który spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

-Dużą margaritę i dwie cole – puścił mi oczko, a dziewczyna, która na oko mogła mieć z 23 lata odeszła. To zadziwiające, że on zna mnie tak dobrze. Wie o mnie wiele rzeczy, tak jak ja o nim, ale Zayn wie więcej, bo Harry mu mówi o wszystkim. Wie co lubię jeść, oglądać, jaki jest mój ulubiony kolor, jakie kwiatki lubię. Czego nie lubię. Co robię, gdy jestem smutna, a co jak zakochana. Czasem zastanawiam się, czy znam siebie tak dobrze, jak on mnie. – o czym tak myślisz małpko?- i mówi do mnie małpko, to w sumie urocze, ale nie wiem, czy mówi to dlatego, że uważa mnie za małpę, bo jestem czasem wredna, czy tylko, bo podoba mu się to zdrobnienie i kiedy byliśmy w zoo to strasznie jaraliśmy się człekokształtnymi.

-O tym, że będę miała przesrane, bo nie byłam w szkole- westchnęłam. Nie powiem mu przecież, że o nim.

-Jak nie byłaś? – zmarszczył brwi. – czemu?

-Bo jest zimno jak cholera.

-Ale dla mnie wyszłaś z domu- stwierdził.- Awww jesteś słodka!- uśmiechnął się chytrze, na co wywróciłam oczami.

-Nie pochlebiaj sobie- w tym momencie dziewczyna przyniosła nam pizzę oraz napoje. Zayn wstał i usiadł obok mnie, na co zmarszczyłam brwi. – co robisz?- zapytałam zdziwiona.

-Siadam obok ciebie małpko- pacnął mnie w nos. Był dziwny, zachowywał się dziwnie. Co on knuje? Znowu jakiś genialny sposób upokorzenia mnie w miejscu publicznym? Serio, to ulubiona zabawa Malika i mojego brata. –pokłóciliście się z Harrym, czy jak?

-Nie, po prostu chciałem gdzieś z tobą wyjść, Hazz jest na siłowni.

-W co ty grasz Malik? Znowu jakiś pomysł jak zrobić ze mnie idiotkę?- warknęłam.

-Co?! Nie! [t.i.] weź przestań, to że kilka razy się z loczkiem zabawiliśmy, to nie znaczy…

-Kilka!?- prychnęłam. – non stop robicie ze mnie pośmiewisko, bo wam się nudzi! To dlatego już z wami nie wychodzę, to dlatego wolę siedzieć w domu sama, niż pokazywać się z wami gdziekolwiek.

-Ale ja nie…

-Daruj sobie- chciałam wstać i wyjść, ale on nie chciał mnie przepuścić. Musiałam usiąść od ściany, za co przeklinałam się w duchu. Boże jaka ja jestem głupia! – rusz się.

-Nie- warknął i złapał za mój nadgarstek.

-Nie?

-Nie- zacisnął mocniej swoją dłoń. – dopóki nie przestaniesz.

-To boli- syknęłam. – co masz przestać?- czy on jest chory na umyśle? – Zayn to mnie boli. – nie zareagował.

-Przestań chodzić na randki.

-Niby czemu!?- nie będzie mi mówił co mam robić. Jeśli chcę chodzić na randki, to będę na nie chodzić, a jemu nic do tego! Nie będzie dyktował mi warunków i mówić jak mam żyć!

-Bo mnie kurwica trafia, jak widzę cie z tymi małolatami, którzy myślą tylko o tym jak cie przelecieć. – Zayn jest starszy ode mnie o dwa lata i często bezczelnie to wykorzystuje, ale jakby na to nie patrzeć to ja jestem mądrzejsza i dojrzalsza, bo chłopcy dojrzewają trzy lata później.

-Powiedział gość, który to samo robi w klubach- prychnęłam. – od kiedy się tak o mnie martwisz? Nigdy cie to jakoś nie obchodziło, co robię, z kim i gdzie!

-Zawsze się martwiłem- mruknął pod nosem, ale słyszałam. – nie ważne, zapomnij- teraz to on chciał wyjść, ale zdążyłam złapać go za rękę. – co robisz?- warknął.

-Ja czy ty? Bo ty zachowujesz się jak smarkacz!

-Daj mi spokój.

-Zastanów się czego ty chcesz!- wrzasnęłam i wyminęłam go. Wyszłam z pizzerii trzaskając drzwiami. Buchnęło mi w twarz zimnie powietrze, Chryste ta pogoda jest dzisiaj jakaś popierdolona! Szłam szybkim krokiem w stronę domu, kiedy poczułam szarpnięcie, a potem ciepłe usta na swoich. Całował naprawdę świetnie, tak… nie wiem jak ubrać w słowa to co teraz czuję, ale to było magiczne. Zareagowałam po chwili, oddając czułość. Oderwaliśmy się, aby zaczerpnąć powietrza.

-Chcę ciebie- znowu złączył nasze usta w pocałunku. Odepchnęłam go na kawałek. – co robisz?

-Zimno mi- zaśmiał się, a potem zarzucił ramię na moje barki i prowadził w stronę domu. 
_________________________________
Jejciu uwielbiam te zdjęcie ♥ napisałam go już tydzień temu i niezbyt mi podchodził. No ale dodałam!! Liczę na wasze szczere opinie ;p
Buźka miśki ;**  

sobota, 22 marca 2014

Niall cz.2






Kontynuacja tego imagina

DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ

Może to wydawać się dziwne ale mieszkam z [T.I]. Sama mnie o to błagała. W końcu ustaliliśmy, że będę mieszkać z nią miesiąc i potem wrócę do swojego mieszkania. A ona w tym czasie nauczy się żyć sama, bez swojej rodziny. Widzę jak jej trudno. Mało je, prawie nie wychodzi z mieszkania, po nocach płacze myśląc, że ja o tym się nie dowiem. Lecz myli się. Wiem o wszystkim co się z nią dzieje. Przez ten czas udało mi się ją lepiej poznać i zaprzyjaźnić się więc dostrzegam każdą, nawet niewielką zmianę w jej nastroju. Dziś mam zostawić ją samą na cały dzień, taka była jej prośba. Obawiam się co zastanę po powrocie do domu ale spełnię jej prośbę. 
- [T.I] tak jak się umawialiśmy ja wychodzę i wrócę wieczorem. Życzę Ci miłego dnia. I pamiętaj, że jakbyś coś potrzebowała ode mnie to dzwoń.
- Dobrze, dziękuję. I też Ci życzę miłego wieczoru. - usłyszałem i zamknąłem za sobą drzwi.
Co by tu zrobić z tak ładnym dniem? zacząłem się zastanawiać. Po chwili miałem już plan na cały dzień. Najpierw spacer po mieście, potem obiad w mojej ulubionej knajpie i spotkanie ze znajomymi, za którymi troszkę się stęskniłem.

Perspektywa [T.I]

Ciężko mi siedzieć samej w domu. Widziałam, że Niall potrzebuje odpoczynku ode mnie więc poprosiłam go aby wyszedł ale zaczynam teraz tego żałować. Nie mam do kogo się odezwać, dla kogo gotować. Najlepiej będzie jak prześpię ten dzień, tak jak większość czasu jak blondyn mieszka ze mną. Jest on wspaniałym przyjacielem ale nie chcę go martwić, bo pewnie ma swoje problemy. Po co miałby się przejmować taką dziewczyną jak ja. Pewnie teraz się świetnie bawi i nawet nie myśli jak mija mi dzień, co robię. No ale to jest mój przyjaciel i czego ja od niego wymagam. I tak dużo już poświęca.

WIECZOREM
Perspektywa Niall'a

Tak jak umówiłem się z moją przyjaciółką wróciłem do domu ciekawy jak minął jej dzień. Wołałem ją ale nie odpowiadała. Zmartwiło mnie to więc ruszyłem do jej sypialni, zapukałem, otworzyłem drzwi ale jej tam nie było. Gdy zamykałem drzwi usłyszałem jakiś szept. Udałem się więc do miejsca z którego się wydobywał czyli do łazienki. To co tam zastałem mnie przeraziło. Na ziemi siedziała [T.I] ściskając krwawiący nadgarstek. Byłem pewny, że się zraniła. Ale gdy przy niej kucnąłem zauważyłem żyletkę.
- [T.I] dlaczego to zrobiłaś?
- Bo po co mam żyć jak nie mam dla kogo?
- Ej, masz mnie. Jestem Twoim przyjacielem i na pewno brakowałoby mi Ciebie. - rozmawialiśmy a ja w trakcie opatrywałem jej rękę - I miałbym wyrzuty sumienia, iż pozwoliłem na to, że zrobiłaś taką głupotę. Teraz też będę je pewnie mieć bo gdybym był w domu to upilnowałbym Cię i nie zrobiłabyś takiej głupoty.
- Przepraszam i dziękuję. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła.
- Poradziłabyś sobie ale nie musisz bo masz mnie. Idź do salonu a ja tu posprzątam.
- Nie, ja to zrobię.
- Mam Cię zanieść czy zejdziesz sama?
- No już idę.
Posprzątałem pomieszczenie i dołączyłem do dziewczyny.
- Powiedz mi, jak ja mam się stąd wyprowadzić za dwa tygodnie jak Ty podczas chwilowej mojej nieobecności robisz takie głupoty?
- To jak nie chcesz to nie musisz się wyprowadzać. Możesz tu mieszkać na takich regułach jak teraz czyli jesteśmy przyjaciółmi, wspieramy się ale nie wchodzimy z butami w swoje życia. Co Ty na to?
- Muszę to przemyśleć. Jak już podejmę decyzję to będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie.

TRZY TYGODNIE PÓŹNIEJ

Nadal mieszkam z [T.I]. Czuję się tu już jak u siebie w domu. Pomagam jej i mam na nią oko. Mam pewność, że nie zrobi nic nieodpowiedzialnego. A z resztą ma już dla kogo żyć więc nie muszę się tak o nią martwić i sam mogę poszukać osoby, z którą będę spędzał większość wolnego czasu.



Przepraszam, że tak długo nie pisałam ale zwaliło mi się na głowę dużo obowiązków, Studia, prawo jazdy, ciężka sytuacja w domu... Ale to mnie nie tłumaczy, Jest mi głupio, że tak Wam opuściłam i postaram się teraz dodawać minimum jednego imagina w tygodniu. No i mam nadzieję, że takie zakończenie imagina się Wam spodobało. 

piątek, 14 marca 2014

Louis




Dzisiaj piątek, a lekcje się już skończyły. Razem z Louisem wracaliśmy do domów. Tomlinson wraz z mamą i siostrami sprowadził się jakiś miesiąc temu. Szliśmy przez park i głośno się śmialiśmy. Mimo, że nie znamy się jakoś strasznie długo, to mogę go nazwać dobrym kolegą. Kroczyliśmy ramię w ramię, a nasze dłonie co chwilę się o siebie obierały. Usiedliśmy na ławce nie przerywając dyskusji, która toczyła się o imprezę u Toma. Pogoda była naprawdę piękna, świeciło słońce, a dzieciaki bawiły się na placu zabaw i biegały po zielonej trawie. Naprawdę uwielbiam wiosnę, bo z nią wszystko się rodzi do życia, to… jak nowy początek.
-No weź chodź- Louis próbował mnie przekonać do wyjścia, ale nie zbyt widział mi się ten pomysł. Pokiwałam przecząco głową, chcą mu dać do zrozumienia, że nie chcę.- no proszeee- nalegał dalej.
-Lou proszę cie- westchnęłam zmęczona tym cyrkiem. Czy tak trudno pojąć, że nie mam ochoty na imprezy!?
-Dla mnie- popatrzył na mnie z miną zbitego pieska. Lubię go, bo potrafi mi poprawić humor. Ma w sobie urok małego chłopca, mimo, że ma 18lat. Jest takim dużym dzieckiem, który nie przejmuje się niczym i żyje beztrosko.
-Niech będzie. Spotkamy się tam- cmoknęłam go w policzek i poszłam w stronę swojego domu. Naprawdę nie chciałam tam iść, może było to spowodowane tym, że gość, który robił tą domówkę był najlepszym przyjacielem mojego byłego chłopaka? Po przekroczeniu progu domu rzuciłam torbę na schody. Poszłam do kuchni, gdzie odgrzałam sobie obiad. Razem z frytkami udałam się do salonu, gdzie włączyłam telewizję. Oglądałam MTV zajadając się, z czasem usnęłam…
Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Wyjęłam komórkę z kieszeni czarnych rurek i odebrałam.
-Gdzie ty jesteś!?- usłyszałam krzyk Tomlinsona, którego zagłuszała głośna muzyka.
-W domu, zaraz będę.
-No ja myślę. Czekam.
-Pa Lou- rozłączyłam się i ruszyłam w stronę swojego pokoju, po drodze łapiąc za torbę. Z szafy wyjęłam krótkie jeansowe szorty, czarne rajstopy, czarną bokserkę i koszulę w czerwoną kratę. Z całym zestawem udałam się do łazienki, gdzie wzięłam prysznic. Ubrałam się, a następnie pomalowałam się. Psiknęłam się ulubionymi perfumami i rozczesałam włosy, które zostawiłam rozpuszczone. Zbiegłam na dół i wyjęłam czerwone Converse. Szybko zasznurowałam buty i złapałam kurtkę oraz telefon, po czym wyszłam z domu wcześniej go zamykając. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę domu Tomasa. Na miejscu byłam po około 15 minutach. Już na ulicy dało się usłyszeć głośną muzykę. Pewnym krokiem weszłam do budynku, w którym już po przekroczeniu progu dało się wyczuć pot, alkohol i dobrą zabawę. Chociaż było jeszcze wcześnie kilkanaście osób było już zalanych w trupa. W tłumie starałam się odnaleźć Louisa, ale marnie mi to wychodziło. Podeszłam do barku, gdzie zabrałam drinka, którego wypiłam duszkiem. Milordzie dziś idealny wieczór, żeby się najebać! Nagle poczułam silne ramiona obejmujące mnie wokół pasa.
-Cześć piękna- wymruczał mi do ucha, a potem odwrócił mnie do siebie przodem.
-Hej Lou- uśmiechnęłam się lekko i znowu sięgnęłam po kolejną szklankę, tym razem whisky.
-Łoooo przystopuj koleżanko, bo jeszcze nie ma dziesiątej- zaśmiał sie szatyn, na co tylko wywróciłam oczami.- chodź tańczyć- ujął mój nadgarstek i zaciągnął na środek, gdzie tańczyli inni imprezowicze. Umieścił swoje ręce na moich biodrach, a ja swoje na jego szyi. Pachniał… naprawdę pięknie. Przyciągnął mnie bliżej siebie i poruszał nami na boki. Taniec to nie moja bajka, ale nie chcę się kłócić z Tomlinsonem, dlatego nie odzywałam się. Z czasem zaczęłam utwierdzać się w przekonaniu, że pomysł z tą imprezą wcale nie był taki zły, jak mi się wydawał na początku dnia. Louis wlewał w siebie alkohol, a ja nie chcąc zostać w tyle też piłam. Kątem oka zauważyłam mojego byłego, który otoczony był grupą lasek, w tym jego nową dupą. – wiesz, od jakiś 3 tygodni chciałem coś zrobić- zmarszczyłam brwi. Niebieskooki umieścił swoją dłoń na moim policzku. Czy on próbuje zrobić to o czym myślę? Patrzył mi prosto w oczy, a chwilę później pochylił się nade mną i musnął moje wargi. Z czasem zaczął pogłębiać pocałunek, a ja stałam sparaliżowana, nie wiedząc czy mam odwzajemnić tę czułość… Znowu będziesz cierpieć! ­–krzyczał głosik w mojej głowie. Umieściłam dłonie na jego wyrzeźbionym torsie i odepchnęłam go. – [t.i.] – mruknął jakby zawiedziony.
-Nie Lou, ja nie chcę- odwróciłam się i szybkim krokiem wyszłam z tej domówki. Na dziś wystarczy. Szłam chodnikiem, kiedy ktoś szarpnął za mój bark.- Lou powiedziałam, że…!- wściekła odwróciłam się i… zamarłam. Znowu pojawiło się to dziwne ukłucie w sercu i skurcz żołądka. Stałam oko w oko z moim byłym.
-Co ty odpierdalasz? Zachowujesz się jak dziwka- warknął, krzyżując ręce na piesi. No jasne to on się liże na prawo i lewo ze zdzirami, ale ja jestem ta zła. Brawa dla tego pana! Poziom jego IQ gwałtownie zmalał! Skończony idiota!
-Nazywali mnie gorzej- prychnęłam pod nosem, mając nadzieję, że nie usłyszał, ale pomyliłam się.
-Serio? Niby jak?- zapytał z wyrzutem.
-Twoja dziewczyna- odwróciłam się na pięcie i biegiem ruszyłam w kierunku domu. Łzy same zbierały się w oczach. W pewnym sensie to mnie zabolało, z resztą, kto chciałby usłyszeć, że zachowuje się jak panienka spod latarni? No właśnie… nikt! Wbiegłam do domu, zamykając drzwi. Wbiegłam po schodach, do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami, a następnie po nich zjechałam, chowając twarz w dłoniach. Co się dzieje, dlaczego to wszystko wraca? Tak się starałam, żeby mieć to wszystko w dupie, być obojętną, a przez tego skończonego dupka wszystko wróciło! Zabrałam piżamę składającą się z majtek oraz za dużej koszulki mojego brata i poszłam do łazienki, wziąć relaksującą kąpiel. Następnie ubrałam się i rozczesałam włosy. Położyłam się do łóżka, ale nie potrafiłam zasnąć. Podłączyłam słuchawki do telefonu i włączyłam piosenki, które jeszcze bardziej mnie zdołowały. Szczerze? Ten moment, kiedy ze mną zerwał to był jak siarczysty policzek. Moi rodzice nie poświęcają mi za dużo czasu, a [i.t.b.ch.] był jedynym, który rozumiał. Dobił mnie najbardziej tym tekstem: „różnimy się mała, to koniec. Po za tym, mam już kogoś nowego. Trzymaj się kicia.” Łzy nie ustawały, a ja zaczęłam się zastanawiać ile jeszcze jestem w stanie wypłakać? Ile litrów łez mieści się w oczach dziewczyny?…
Obudziły mnie promienie słońca. Czułam się paskudnie, jak wrak człowieka, jak Titanic, mimo, że nigdy nie widziałam tego filmu i nie zamierzałam tego zmieniać. Zabrałam czarne rurki oraz zwykły t-shirt z łapkami myszki miki, no i bieliznę. Weszłam do łazienki i… przeraziłam się. Wyglądam jak czarownica. Weszłam pod prysznic i zmyłam z siebie cały pot, a potem nałożyłam ciuchy. Pomalowałam się lekko, rozczesałam włosy i psiknęłam się perfumami. Zabrałam telefon, drobne i słuchawki. Odpuściłam sobie dzisiaj śniadanie i od razu poszłam do paku. Siedziałam dość długo na ławce i rozmyślałam nad swoim życiem, kiedy ktoś zasłonił mi oczy.
-Mała czemu mi wczoraj uciekłaś?
-Przepraszam cie Lou, ale muszę iść- poderwałam się i odeszłam, a on szedł za mną.
-Zaczekaj- szarpnął za moje ramię i odwrócił mnie do siebie. – jeśli nic do mnie nie czujesz, to…- nagle z nieba zaczął padać deszcz. Oboje spojrzeliśmy w górę, a deszcz przybrał na sile. Szatyn złapał mnie za rękę i biegiem ruszył w stronę jakiegoś bloku. Schowaliśmy się pod zadaszeniem. Tomlinson oparł moje plecy o ścianę tuż przy drzwiach, a sam zagrodził mi drogę ucieczki swoimi ramionami. – dlaczego?
-Nie chcę cierpieć- stwierdziłam, starając się uniknąć jego wzroku. Teraz całą moją uwagę przykuwał deszcz. Naprawdę kochałam deszcz, ale do tego momentu…
-Cierpieć? Ale dlaczego cierpieć?- niebieskooki dalej naciskał, żebym mu powiedziała. To trudne… Westchnęłam głęboko, wiedząc, że on tym razem nie odpuści, a ja powinnam mu powiedzieć prawdę, bo zasługuje na to.
-Pamiętasz [i.t.b.ch.]?- przytaknął.- zerwał ze mną…
-Wiem, mówiłaś, że się rozstaliście, bo wam się nie układało.
-To on zerwał, bo stwierdził, że się różnimy. Zerwał ze mną w deszczu- znowu te cholerne łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. Korzystając z jego nieuwagi przeszłam pod jego ramieniem i wyszłam na deszcz. Czułam się teraz… wolna, ale Louis znowu mnie zatrzymał. Ujął moją twarz w dłonie i patrząc prosto w oczy powiedział:
-Serio, o bardziej oryginalnym zerwaniu nie słyszałem, ale ja ci tego nie zrobię- uśmiechnęłam się lekko, a potem przytuliłam go. Odsunął mnie na kawałek, a potem pocałował. Tym razem odwzajemniłam buziaka. Całowaliśmy się namiętnie w deszczu. Oderwaliśmy się, aby zaczerpnąć powietrza. Spojrzeliśmy znowu na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. – chodź idziemy na czekoladę- zarzucił ramię na moje barki i przyciągnął bliżej swojej klatki piersiowej. Wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę kawiarni. Znowu byłam szczęśliwa i czułam się bezpieczna, w ramionach Lou. 
___________________________________

Przepraszam, że dopiero teraz, ale jakoś nie było czasu, bo... sami wiecie głupia szkoła!! Mam nadzieję, że wam się spodoba i wyrazicie opinie na temat imagina, a w wolnym czasie wpadniecie na mojego nowego bloga:
buźka miśki ;**