piątek, 11 kwietnia 2014

Harreh




Ubrałam się w kwiecisty kombinezon oraz białe sandałki. Rozczesałam długie brązowe włosy, które poskręcane opadały na prawe ramię. Pomalowałam się i zbiegłam po schodach. Na dole czekał już Harry, który szeroko się uśmiechnął na mój widok, ukazują dwa słodkie dołeczki, które tak bardzo lubię.
-Wyglądasz ślicznie.
-Dziękuję- cmoknęłam go w usta. – to co dziś robimy?
-Idziemy na zakupy, a potem zabieram cie na piknik.
-Brzmi nieźle. Mamo wychodzimy!- krzyknęłam do rodzicielki, która gotowała w kuchni obiad.
-Nie wracaj późno!
-Okay!- cali uśmiechnięci wyszliśmy z domu i kierowaliśmy się w stronę sklepu. Droga zajęła nam jakieś 15minut. Zabraliśmy koszyk i szliśmy w stronę alejki ze słodyczami, kiedy zaczepiły nas dwie staruszki, które zaczęły dotykać moich włosów i zachwycały się nimi. – z czego się śmiejesz?- trąciłam Harrego łokciem w brzuch, mówiąc cicho, żeby te panie nie usłyszały. Chłopak pokiwał tylko głową na boki z zaciszem. Kobiety nadal podziwiały moje włosy, a ja z grzeczności musiałam stać i tego wszystkiego słuchać. Byłam zła, prawdziwie zła.  Babcie zaczęły się kłócić, do kogo jestem podobna.
-Do Włoszki! Jest podobna do Włoszki!- wykrzyczała jedna, a wszyscy w sklepie zaczęli na nas dziwnie patrzeć. Harry podszedł i pochylił się nade mną.
-Kocham cie, ty moja Włoszko- zaśmiał się mi do ucha, po czym odszedł w kierunku słodyczy. Starsze panie dalej dotykały moich włosów, a ja czułam się dziwnie. To taki jakby gwałt w miejscu publicznym. Po jakimś czasie zjawił się Harreh z pełnym koszyczkiem. – przepraszam panie, ale razem z moją Włoszką musimy już iść. – uśmiechnął się uroczo.
-Tak, tak, miłej zabawy dzieci- uśmiechnęła się jedna ze staruszek, a my poszliśmy zapłacić za zakupy. Potem poszliśmy w stronę parku, po drodze zahaczając o dom Harrego, z którego zabraliśmy koc. W parku byliśmy już po 10 minutach. Rozłożyliśmy kocyk, na którym usiedliśmy i wyjęliśmy truskawki, czekoladę i inne produkty. Zaczęliśmy zajadać, a potem loczek położył głowę na moich udach, a ja bawiłam się jego włosami. To był naprawdę świetny dzień, świeciło słońca, a na niebie powoli przesuwały się różnorakie chmurki.
-[t.i.] muszę ci coś powiedzieć- powiedział poważnym tonem, na co zaprzestałam zabawy jago loczkami. – bo jutro zaczynamy trasę po Ameryce - gwałtownie wstałam, zrzucając jego głowę z moich nóg.
-I mówisz mi to dzień przed wyjazdem!?- wrzasnęłam, na tyle głośno, że aż sama się przeraziłam. – jesteś podły- próbowałam zatamować łzy. – daj mi spokój Harry, nie chcę ci już nigdy wiedzieć- odwróciłam się i pobiegłam do domu. Teraz łzy spływały po moich policzkach, nie widział mnie, dlatego mogłam płakać. Nie wyobrażam sobie bez niego, życia, a on mi nie ufa. To naprawdę boli, ta świadomość, że nie ma dla mnie tyle zaufania, ile ja mam dla niego. Zresztą co ja sobie wyobrażałam, on jest gwiazdą, a ja jestem najzwyklejszą dziewczyną, która ma niewyparzony język, lubi po imprezować, zakupy; która w stresie gada więcej niż katarynka, musi wszystko wychodzić jej idealnie. Nie lubi kiedy się po niej krzyczy, okłamuje i ma straszne kompleksy. Która lubi usiąść z przyjaciółmi i po prostu pogadać przy fajce. Wbiegłam do domu, zatrzaskując drzwi i zjeżdżając po nich plecami. Zakryłam twarz dłońmi i próbowałam się uspokoić, co po pewnym czasie mi się udało. Wstałam i poszłam do kuchni, gdzie mama dalej działała cuda. Wyjęłam z lodówki butelkę z sokiem i wypiłam.
-Kochanie myślałam, że wrócisz później. Stało się coś?
-Harry miał próbę- wzruszyłam ramieniem, a potem poszłam do siebie. Położyłam się do łóżka i leżałam wpatrując się tępo w okno. Mój telefon zaczął dzwonić, albo przychodziły SMSy. Złapałam za urządzenie i odblokowałam ekran. Miałam wiadomości od Harrego, Liama i reszty chłopaków. Przeczytałam kilka z nich.
______________________
Od: Hazz <3
Mała to nie miało tak być, chciałem powiedzieć wcześniej, ale nie chciałem cie zranić
______________________
Od: Hazz <3
Włoszko ty moja… przepraszam, ale byłaś szczęśliwa. Dobrze wiesz, że nie lubię, gdy się smucisz
______________________
Od: Hazz <3
Misiek przepraszam, naprawdę nie chciałem, przecież wiesz, że cie kocham
______________________
Z natłokiem myśli zasnęłam.
Obudziłam się około godziny 8 rano. Tego było mi potrzeba. Złapałam za telefon i sprawdziłam SMSy. Otworzyłam jednego, który był od Louisa.
______________________
Od: Lou xd
Samolot jest o 8.30, nie zawiedź go
______________________
8:30?! Pędem ruszyłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Rozczesałam włosy i pomalowałam rzęsy tuszem. Z szafy wyjęłam krótkie szorty, które ubrałam na bieliznę, a przez głowę wciągnęłam ciemnoniebieski top. Wsunęłam na nogi trampki i wybiegłam z domu. Zmierzałam w stronę metra, którym chciałam dojechać na lotnisko. Wysiadłam na ostatniej przecznicy. Wybiegłam z podziemia i nie zwalniając tępa, biegłam. Byłam cała zasapana, a kolka powoli dawała o sobie znać, ale nie poddawałam się. Obsesyjnie sprawdzałam zegarek, który wskazywał już 8.32. Na lotnisku było pełno fanek chłopaków, przez które się przedzierałam. Zauważyłam bujne loczki Hazzy, który już miał wchodzić na pokład ich prywatnego samolotu.
-Harreh!- krzyknęłam, a on się odwrócił. Szukał mnie wzrokiem, aż w końcu znalazłam się w jego silnych ramionach, które dają mi poczucie bezpieczeństwa. – przepraszam, nie powinnam tak reagować- mocno wtuliłam się w jego tors. Chłopak tulił mnie do siebie, w taki sposób, jakbym zaraz miała zniknąć.
-To ja przepraszam, mogłem powiedzieć wcześniej.
-Csi- mruknęłam.- nic nie mów.
-To co mam zrobić?
-Kochaj mnie bez granic, tak po prostu… za nic- zaśmiał się pod nosem, a potem złączył nasze usta w pełnym namiętności pocałunku, który zbyt szybko się skończył.
-Wrócę za dwa miesiące Włoszko- puścił mi oczko, a następnie przelotnie cmoknął w wargi i wsiadł do samolotu. Westchnęłam tylko i pocierałam ramiona. Zaczekałam aż metalowy ptak wzniesie się w powietrze, a kiedy już to uczynił wróciłam do domu. 
___________________________
Imagin jest mega denny, ale początek całkiem mi sie podoba. Mam nadzieję, że powiecie szczerze, co o nim myślicie w komentarzach. 
Buźka miśki ;**

wtorek, 8 kwietnia 2014

Louis cz.3





Perspektywa Louis'a

[T.I] w ogóle się do mnie nie odzywa. Jest mi przykro z tego powodu bo chciałbym z nią pogadać, być bliżej niej. Siedzę koło niej ale mam wrażenie jakby była kilometry ode mnie. Postanowiłem napisać do niej wiadomość na karteczce a ona w międzyczasie nagle się na mnie osunęła. W mojej głowie natychmiast pojawiła się myśl, że muszę ją zawieźć do szpitala żeby sprawdzili czy jest zdrowa. Tak więc wziąłem ją na ręce i wyszedłem z sali. Jako, że 15 minut od uczelni znajdował się szpital postanowiłem ją tam zanieść.

TRZY GODZINY PÓŹNIEJ

Siedzę tu już długo i nic nie wiadomo. Boję się, że [T.I] może być na coś chora i dlatego nie chcą mi nic powiedzieć. Doszedłem do wniosku, że jak oni ie chcą sami nic mi przekazać to sam się dowiem co się dzieje z moją przyjaciółką. Po 15 minutach dowiedziałem się od pielęgniarki w której sali dziewczyna leży tak więc nie czekając dłużej udałem się do niej. Zdziwił mnie trochę fakt, że znajduje się ona na oddziale ginekologicznym. Chwilę później znajdowałem się przy jej łóżku. Tak słodko sobie spała. Zachwycanie się takim widokiem przerwał mi lekarz.
- Pan jest kimś z rodziny? - zadał pytanie
- Jestem jej chłopakiem. - musiałem troszkę nagiąć prawdę
- Pani [T.I] jest w drugim miesiącu ciąży. Podczas badania odkryliśmy, że została zgwałcona. - w tym momencie myślałem, że będę szczękę z ziemi zbierać. - To omdlenie nie było groźne. Ale proszę o nią dbać.
- Dobrze, dziękuję.
Po wyjściu lekarza opadłem na krzesło obok łóżka dziewczyny i próbowałem pozbierać myśli. Moja [T.I] będzie mamą i jakiś bydlak tak ją skrzywdził. Znajdę go i zatłukę jak psa obiecałem sobie.
- Louis, co ja tu robię? - usłyszałem cichy głosik
- Zemdlałaś na zajęciach i Cię przyniosłem do szpitala.
- Dziękuję.
- [T.I], mam do Ciebie pytanie. Co się stało około dwa miesiąca temu?
- Co masz na myśli? - zdziwiła się
- Lekarz mi powiedział, że ktoś Cię bardzo skrzywdził. - po moich słowach dziewczyna się rozpłakała
- Dwa dni po tym nieszczęsnym weselu poszłam na imprezę żeby się odstresować. Tam go poznałam. Poszliśmy do niego. Chciałam tylko się u niego przespać żeby nie wracać do pustego domu. A on mnie zgwałcił.
- Maleństwo moje. - powiedziałem i przytuliłem dziewczynę.
- Czy ja jestem w ciąży? - zapytała po chwili
- Tak. I on nic się nie martw. Ja się Tobą i maleństwem zajmę.
- Nie, Louis, nie musisz. Poradzę sobie.
- Ale chcę. Proszę Cię, pozwól mi być przy Tobie.
- Dobrze. Dziękuję.
Po chwili w sali pojawił się lekarz, który poinformował [T.I] o badaniach, które musi zrobić i dał jej wypis ze szpitala. Zawiozłem ją do mnie do mieszkania. Zaniosłem do łóżka żeby sobie odpoczęła a sam udałem się na zakupy żeby przygotować dla dziewczyny zdrowy obiad. Gdy wróciłem stała ona przy lodówce i szukała jakiegoś jedzenia.
- Nic tam nie znajdziesz. - zawołałem z przedpokoju
- Ale ja jestem głodna.
- Siadaj, za chwilę zrobię Ci kanapki.
- To ja Ci pomogę.
- Nie, masz odpoczywać.
- A właśnie, że nie będę nigdzie szła. I z ciężarną się proszę nie wykłócać.
- Tak, no to zastosuję inną broń. - powiedziałem i zacząłem ją łaskotać
- Przestań...błagam...już nie mogę. - prosiła już po chwili
- Przestanę jak dasz mi buziaka.
- Niedoczekanie Twoje. - powiedziała
- To muszę dalej Cię łaskotać. - na mojej twarzy pojawił się chytry uśmieszek
- No dobrze. - przybliżyła się i pocałowała mnie w policzek. - Zadowolony?
- Bardzo. A teraz siadaj na tyłku a za chwilę dostaniesz kanapki.
- Ok, tylko szybciej może trochę je rób.
Za 5 minut podałem jej talerz pełen kolorowych i zdrowych kanapek.

DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ

Udało mi się, osiągnąłem swój cel. [T.I] i ja jesteśmy parą. Maleństwo rozwija się bardzo dobrze. Już ustaliliśmy, że ja będę podany jako ojciec co bardzo mnie ucieszyło ponieważ wróży to, iż uda mi się stworzyć szczęśliwą rodzinę z moją dziewczyną.

OSIEM MIESIĘCY PÓŹNIEJ 

Nasza córeczka ma już trzy miesiące. Rośnie jak na drożdżach. I jest idealną kopią [T.I]. Ma jej oczy, usta, nosek. A za dwa miesiące ja i jej mama będziemy małżeństwem. Wszystko się poukładało lepiej niż sobie to planowałem i wyobrażałem. Spotkało mnie wielkie szczęście. U mojego boku jest kobieta, którą bardzo kocham i mamy dziecko, które uważa, że ja jestem jego tatą. Może kiedyś powiemy jej jaka jest prawda ale nie chcemy na razie niszczyć swojego szczęścia.


I jak się Wam podoba takie zakończenie?
Przyznaję się, że to zepsułam trochę ale i tak mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Pozdrawiam <33


4 Wasze komentarze = nowy imagin

sobota, 5 kwietnia 2014

Louis cz.2




Kontynuacja tego imagina


Dla Darcy Styles


Perspektywa Louis'a

Minęły już dwa tygodnie a [T.I] się nie odzywa do mnie. Martwi mnie to ponieważ wiem, że to przeze mnie. To ja zniszczyłem naszą relację. A to wszystko z powodu głupich uczuć. Brakuje mi jej uśmiechu, jej zapachu, jej obecności.

"Tęsknie za Tobą, Odezwij się, proszę. Martwię się." wysłałem kolejnego sms-a do dziewczyny.

Czasami mam wrażenie, że mi na niej zależy. I to nie tak jak na przyjaciółce. Z tą myślą poszedłem spać aby nie rozmyślać tyle o tym co zniszczyłem. Jednak nie udało mi się to ponieważ po raz kolejny śniła mi się sytuacja sprzed 14 dni. Z tego koszmaru wyrwał mnie dźwięk telefonu.
- Proszę. - powiedziałem jeszcze zaspany
- Nie pisz tyle do mnie. Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać.
- Proszę Cię tylko o spotkanie. Muszę Ci coś powiedzieć. Jeżeli nie będziesz chciała mnie więcej widzieć dostosuje się do tego.
- Dobrze. Pasuje Ci dziś o 19:00 w tej restauracji koło mojego domu?
- Tak, oczywiście. Do zobaczenia. - rozłączyłem się
Zgodziła się ze mną spotkać. Udało się. Tak bardzo się cieszę. Byłem jak w amoku. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to może być nasze ostatnie spotkanie. I mój humor uległ zmianie. Smutek zastąpił euforię. I w takim nastroju zacząłem się szykować na to co czeka mnie za 3 godziny. Ubrałem się w bluzę, która podobała się [T.I] oraz czarne, dopasowane spodnie. Spryskałem się perfumami, które ona uwielbiała. Wszystko dla Ciebie skarbie pomyślałem. Godzinę przed spotkaniem opuściłem aby dotrzeć na czas oraz kupić dla dziewczyny kwiaty. W kwiaciarni nie mogłem się zdecydować jaki bukiet będzie najlepszy. W końcu podjąłem decyzję. Wybrałem pomarańczowego gerbera ponieważ według mnie pasował on do [T.I]. Po 30 minutach dotarłem na miejsce spotkania. 5 minut później zjawiła się ona, moja koleżanka piękna jak zawsze.
- Cześć, dziękuję, że zgodziłaś się na to spotkanie. - rozpocząłęm
- Nie wysilaj się. O czym chciałeś mi powiedzieć?
- To trochę skomplikowane. - przypomniałem sobie o kwiatku. - Proszę, to dla Ciebie.
- Mów, ja mam czas. I nie potrzebnie wydawałeś pieniądze.
- Po tygodniu Twojego milczenia dotarło do mnie, że tęsknię za Tobą, brakuje mi Cię. Nawet mi się śniłaś.
- No dobrze, ale co to ma do rzeczy bo nie za bardzo rozumiem?
- Dopiero po tym co się stało uświadomiłem sobie bardzo ważną rzecz. Zależy mi na Tobie [T.I].
- I tak nagle to do Ciebie dotarło? Dziwne trochę.
- Wiem, że źle zrobiłem. Ale kiedy wyznałaś mi swoją miłość nie byłem pewny swoich uczuć. Ale teraz jestem już pewien. Kocham Cię i to się nie zmieni.
- I ja mam Ci w to uwierzyć, tak?
- No tak. Proszę Cię, daj mi szansę żebym mógł Ci udowodnić, iż to prawda.
- Pod jednym warunkiem się zgodzę.
- Jakim?
- Jeżeli to nie wyjdzie to znikasz na zawsze z mojego życia.
- Dobrze, obiecuję.
- Zapamiętaj to sobie. A ja muszę już iść bo późno się zrobiło.
- Nie możesz zostać jeszcze chwilę? - chciałem ją zatrzymać jak najdłużej
- Nie mogę. Do zobaczenia jutro na zajęciach.
- Pa.

Perspektywa [T.I]

Mam teraz mętlik w głowie. Co on chce mi udowodnić. Przecież mówił, że mnie nie kocha. To może chce mnie tylko bardziej pogrążyć, znowu rozkochać w sobie a potem zranić po raz drugi. Ale już trudno. Nie złamię danej obietnicy z powodu swoich wątpliwości. A już jutro zmierzę się z tym udowadnianiem Louis'a.
NASTĘPNEGO DNIA

Wstałam jak zwykle o 6 i zaczęłam się szykować na zajęcia. Lecz nie zdążyłam zaparzyć sobie nawet kawy ponieważ przeszkodził mi w tym dzwonek do drzwi. Zgadnijcie kto w nich stał. Choć pewnie się domyślacie. Przede mną stała osoba, która chce mi coś udowodnić.
- Popieprzyło Cię do końca? - zapytałam
- Nie. Tylko przyniosłem Ci śniadanie. - zaczął się panoszyć w mojej kuchni jak u siebie w domu - Smacznego. - dodał podając mi croissant'a z filiżanką kawy.
- Dziękuję, dobre było.
- To teraz zmykaj się ubierać i robić to wszystko co dziewczyny robią a ja tu poczekam.
- Tylko niczego nie zniszcz. Wystarczająco dużo już nabroiłeś w moim życiu.
- Będę grzeczny jak aniołek. Pooglądam sobie telewizję.

DWADZIEŚCIA MINUT PÓŹNIEJ

Schodzę gotowa do wyjścia na dół a Louis śpi na sofie. Słodko śpisz pomyślałam. Lecz wygoniłam szybko tą myśl z głowy i zabrałam się za budzenie chłopaka.
- Lou, wstawaj. Musimy już iść. - mówiłam do niego. Po chwili się przebudził.
- Masz bardzo wygodną sofę. - śmiał się - Mojemu zgrabnemu tyłeczkowi dobrze się siedziało.
- Idź już Ty zgrabna dupciu bo się spóźnimy. - poganiałam go zabierając torebkę i klucze ze stolika w przedpokoju. - Damy przodem. - zaprezentował swoje białe ząbki - I daj to. - dodał wskazując na moją torebkę - Nie będziesz dźwigać.
- Ale to nie jest ciężkie.
- Możesz nie dyskutować i utrudniać mi mojego zadania?
- Ok, już nic nie mówię.
I w ciszy dotarliśmy na uczelnię.


Jak podoba się Wam druga część? Jak myślicie co stanie się dalej? 
Przewiduję jeszcze jedną część, w której okaże się czy Louis ma dar przekonywania i czy [T.I] będzie w stanie ponownie mu zaufać. 

Pozdrawiam <33