piątek, 14 marca 2014

Louis




Dzisiaj piątek, a lekcje się już skończyły. Razem z Louisem wracaliśmy do domów. Tomlinson wraz z mamą i siostrami sprowadził się jakiś miesiąc temu. Szliśmy przez park i głośno się śmialiśmy. Mimo, że nie znamy się jakoś strasznie długo, to mogę go nazwać dobrym kolegą. Kroczyliśmy ramię w ramię, a nasze dłonie co chwilę się o siebie obierały. Usiedliśmy na ławce nie przerywając dyskusji, która toczyła się o imprezę u Toma. Pogoda była naprawdę piękna, świeciło słońce, a dzieciaki bawiły się na placu zabaw i biegały po zielonej trawie. Naprawdę uwielbiam wiosnę, bo z nią wszystko się rodzi do życia, to… jak nowy początek.
-No weź chodź- Louis próbował mnie przekonać do wyjścia, ale nie zbyt widział mi się ten pomysł. Pokiwałam przecząco głową, chcą mu dać do zrozumienia, że nie chcę.- no proszeee- nalegał dalej.
-Lou proszę cie- westchnęłam zmęczona tym cyrkiem. Czy tak trudno pojąć, że nie mam ochoty na imprezy!?
-Dla mnie- popatrzył na mnie z miną zbitego pieska. Lubię go, bo potrafi mi poprawić humor. Ma w sobie urok małego chłopca, mimo, że ma 18lat. Jest takim dużym dzieckiem, który nie przejmuje się niczym i żyje beztrosko.
-Niech będzie. Spotkamy się tam- cmoknęłam go w policzek i poszłam w stronę swojego domu. Naprawdę nie chciałam tam iść, może było to spowodowane tym, że gość, który robił tą domówkę był najlepszym przyjacielem mojego byłego chłopaka? Po przekroczeniu progu domu rzuciłam torbę na schody. Poszłam do kuchni, gdzie odgrzałam sobie obiad. Razem z frytkami udałam się do salonu, gdzie włączyłam telewizję. Oglądałam MTV zajadając się, z czasem usnęłam…
Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Wyjęłam komórkę z kieszeni czarnych rurek i odebrałam.
-Gdzie ty jesteś!?- usłyszałam krzyk Tomlinsona, którego zagłuszała głośna muzyka.
-W domu, zaraz będę.
-No ja myślę. Czekam.
-Pa Lou- rozłączyłam się i ruszyłam w stronę swojego pokoju, po drodze łapiąc za torbę. Z szafy wyjęłam krótkie jeansowe szorty, czarne rajstopy, czarną bokserkę i koszulę w czerwoną kratę. Z całym zestawem udałam się do łazienki, gdzie wzięłam prysznic. Ubrałam się, a następnie pomalowałam się. Psiknęłam się ulubionymi perfumami i rozczesałam włosy, które zostawiłam rozpuszczone. Zbiegłam na dół i wyjęłam czerwone Converse. Szybko zasznurowałam buty i złapałam kurtkę oraz telefon, po czym wyszłam z domu wcześniej go zamykając. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę domu Tomasa. Na miejscu byłam po około 15 minutach. Już na ulicy dało się usłyszeć głośną muzykę. Pewnym krokiem weszłam do budynku, w którym już po przekroczeniu progu dało się wyczuć pot, alkohol i dobrą zabawę. Chociaż było jeszcze wcześnie kilkanaście osób było już zalanych w trupa. W tłumie starałam się odnaleźć Louisa, ale marnie mi to wychodziło. Podeszłam do barku, gdzie zabrałam drinka, którego wypiłam duszkiem. Milordzie dziś idealny wieczór, żeby się najebać! Nagle poczułam silne ramiona obejmujące mnie wokół pasa.
-Cześć piękna- wymruczał mi do ucha, a potem odwrócił mnie do siebie przodem.
-Hej Lou- uśmiechnęłam się lekko i znowu sięgnęłam po kolejną szklankę, tym razem whisky.
-Łoooo przystopuj koleżanko, bo jeszcze nie ma dziesiątej- zaśmiał sie szatyn, na co tylko wywróciłam oczami.- chodź tańczyć- ujął mój nadgarstek i zaciągnął na środek, gdzie tańczyli inni imprezowicze. Umieścił swoje ręce na moich biodrach, a ja swoje na jego szyi. Pachniał… naprawdę pięknie. Przyciągnął mnie bliżej siebie i poruszał nami na boki. Taniec to nie moja bajka, ale nie chcę się kłócić z Tomlinsonem, dlatego nie odzywałam się. Z czasem zaczęłam utwierdzać się w przekonaniu, że pomysł z tą imprezą wcale nie był taki zły, jak mi się wydawał na początku dnia. Louis wlewał w siebie alkohol, a ja nie chcąc zostać w tyle też piłam. Kątem oka zauważyłam mojego byłego, który otoczony był grupą lasek, w tym jego nową dupą. – wiesz, od jakiś 3 tygodni chciałem coś zrobić- zmarszczyłam brwi. Niebieskooki umieścił swoją dłoń na moim policzku. Czy on próbuje zrobić to o czym myślę? Patrzył mi prosto w oczy, a chwilę później pochylił się nade mną i musnął moje wargi. Z czasem zaczął pogłębiać pocałunek, a ja stałam sparaliżowana, nie wiedząc czy mam odwzajemnić tę czułość… Znowu będziesz cierpieć! ­–krzyczał głosik w mojej głowie. Umieściłam dłonie na jego wyrzeźbionym torsie i odepchnęłam go. – [t.i.] – mruknął jakby zawiedziony.
-Nie Lou, ja nie chcę- odwróciłam się i szybkim krokiem wyszłam z tej domówki. Na dziś wystarczy. Szłam chodnikiem, kiedy ktoś szarpnął za mój bark.- Lou powiedziałam, że…!- wściekła odwróciłam się i… zamarłam. Znowu pojawiło się to dziwne ukłucie w sercu i skurcz żołądka. Stałam oko w oko z moim byłym.
-Co ty odpierdalasz? Zachowujesz się jak dziwka- warknął, krzyżując ręce na piesi. No jasne to on się liże na prawo i lewo ze zdzirami, ale ja jestem ta zła. Brawa dla tego pana! Poziom jego IQ gwałtownie zmalał! Skończony idiota!
-Nazywali mnie gorzej- prychnęłam pod nosem, mając nadzieję, że nie usłyszał, ale pomyliłam się.
-Serio? Niby jak?- zapytał z wyrzutem.
-Twoja dziewczyna- odwróciłam się na pięcie i biegiem ruszyłam w kierunku domu. Łzy same zbierały się w oczach. W pewnym sensie to mnie zabolało, z resztą, kto chciałby usłyszeć, że zachowuje się jak panienka spod latarni? No właśnie… nikt! Wbiegłam do domu, zamykając drzwi. Wbiegłam po schodach, do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami, a następnie po nich zjechałam, chowając twarz w dłoniach. Co się dzieje, dlaczego to wszystko wraca? Tak się starałam, żeby mieć to wszystko w dupie, być obojętną, a przez tego skończonego dupka wszystko wróciło! Zabrałam piżamę składającą się z majtek oraz za dużej koszulki mojego brata i poszłam do łazienki, wziąć relaksującą kąpiel. Następnie ubrałam się i rozczesałam włosy. Położyłam się do łóżka, ale nie potrafiłam zasnąć. Podłączyłam słuchawki do telefonu i włączyłam piosenki, które jeszcze bardziej mnie zdołowały. Szczerze? Ten moment, kiedy ze mną zerwał to był jak siarczysty policzek. Moi rodzice nie poświęcają mi za dużo czasu, a [i.t.b.ch.] był jedynym, który rozumiał. Dobił mnie najbardziej tym tekstem: „różnimy się mała, to koniec. Po za tym, mam już kogoś nowego. Trzymaj się kicia.” Łzy nie ustawały, a ja zaczęłam się zastanawiać ile jeszcze jestem w stanie wypłakać? Ile litrów łez mieści się w oczach dziewczyny?…
Obudziły mnie promienie słońca. Czułam się paskudnie, jak wrak człowieka, jak Titanic, mimo, że nigdy nie widziałam tego filmu i nie zamierzałam tego zmieniać. Zabrałam czarne rurki oraz zwykły t-shirt z łapkami myszki miki, no i bieliznę. Weszłam do łazienki i… przeraziłam się. Wyglądam jak czarownica. Weszłam pod prysznic i zmyłam z siebie cały pot, a potem nałożyłam ciuchy. Pomalowałam się lekko, rozczesałam włosy i psiknęłam się perfumami. Zabrałam telefon, drobne i słuchawki. Odpuściłam sobie dzisiaj śniadanie i od razu poszłam do paku. Siedziałam dość długo na ławce i rozmyślałam nad swoim życiem, kiedy ktoś zasłonił mi oczy.
-Mała czemu mi wczoraj uciekłaś?
-Przepraszam cie Lou, ale muszę iść- poderwałam się i odeszłam, a on szedł za mną.
-Zaczekaj- szarpnął za moje ramię i odwrócił mnie do siebie. – jeśli nic do mnie nie czujesz, to…- nagle z nieba zaczął padać deszcz. Oboje spojrzeliśmy w górę, a deszcz przybrał na sile. Szatyn złapał mnie za rękę i biegiem ruszył w stronę jakiegoś bloku. Schowaliśmy się pod zadaszeniem. Tomlinson oparł moje plecy o ścianę tuż przy drzwiach, a sam zagrodził mi drogę ucieczki swoimi ramionami. – dlaczego?
-Nie chcę cierpieć- stwierdziłam, starając się uniknąć jego wzroku. Teraz całą moją uwagę przykuwał deszcz. Naprawdę kochałam deszcz, ale do tego momentu…
-Cierpieć? Ale dlaczego cierpieć?- niebieskooki dalej naciskał, żebym mu powiedziała. To trudne… Westchnęłam głęboko, wiedząc, że on tym razem nie odpuści, a ja powinnam mu powiedzieć prawdę, bo zasługuje na to.
-Pamiętasz [i.t.b.ch.]?- przytaknął.- zerwał ze mną…
-Wiem, mówiłaś, że się rozstaliście, bo wam się nie układało.
-To on zerwał, bo stwierdził, że się różnimy. Zerwał ze mną w deszczu- znowu te cholerne łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. Korzystając z jego nieuwagi przeszłam pod jego ramieniem i wyszłam na deszcz. Czułam się teraz… wolna, ale Louis znowu mnie zatrzymał. Ujął moją twarz w dłonie i patrząc prosto w oczy powiedział:
-Serio, o bardziej oryginalnym zerwaniu nie słyszałem, ale ja ci tego nie zrobię- uśmiechnęłam się lekko, a potem przytuliłam go. Odsunął mnie na kawałek, a potem pocałował. Tym razem odwzajemniłam buziaka. Całowaliśmy się namiętnie w deszczu. Oderwaliśmy się, aby zaczerpnąć powietrza. Spojrzeliśmy znowu na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. – chodź idziemy na czekoladę- zarzucił ramię na moje barki i przyciągnął bliżej swojej klatki piersiowej. Wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę kawiarni. Znowu byłam szczęśliwa i czułam się bezpieczna, w ramionach Lou. 
___________________________________

Przepraszam, że dopiero teraz, ale jakoś nie było czasu, bo... sami wiecie głupia szkoła!! Mam nadzieję, że wam się spodoba i wyrazicie opinie na temat imagina, a w wolnym czasie wpadniecie na mojego nowego bloga:
buźka miśki ;**
 

4 komentarze:

  1. Jestem pierwsza! :D Wspaniały imagin! Proszę częściej. Też znam ból braku czasu z powodu szkoły :( Mam nadzieję, że dodasz coś szybko ja znajdziesz czas :P

    OdpowiedzUsuń